Strona główna Artykuły Numery 2011/2 (lato) Życie w trybie kryzysowym
zycie-w-strecie

Życie w trybie kryzysowym

Człowiek żyje w trybie kryzysowym, kiedy spędza każdą chwilę dnia, starając się wymyślić, co zrobić, żeby wszystko się nie posypało. W trybie kryzysowym trzeba biegać coraz szybciej od projektu do projektu, od terminu do terminu, od normy do normy, od spotkania do spotkania, od kazania do kazania. Obroty na minutę rosną i rosną, aż dochodzi się do czerwonej linii.

Większość aktywnych ludzi spędza jakąś część czasu w trybie kryzysowym. W życiu po prostu tak wychodzi. Jesteś księgowym w okresie rozliczania podatków. Reperujesz klimatyzację w sierpniu. Zakuwasz do egzaminu adwokackiego. Twoje dzieci łapią ospę wietrzną. Masz dwa tygodnie, żeby wyrobić normę sprzedaży.

Problem pojawia się, kiedy spędzasz w trybie kryzysowym zbyt dużo czasu. Wtedy tryb ten staje się stylem życia. Kiedy tak się dzieje – kiedy strzałka tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem znajduje się na czerwonym – zaczynasz robić jedyne, co da się wtedy zrobić. Oszczędzasz. Redukujesz wkład energii w pewne dziedziny życia, żeby zainwestować ją w inne – zazwyczaj w te związane z wynikami, na których skupia się twoje poczucie własnej wartości. Znaczenie zaczynają mieć tylko te niezwykle istotne sprawy, które mają się nie posypać, więc wkładasz w nie całą swoją energię. W każdej innej dziedzinie życia stajesz się skąpcem; gromadzisz energię, angażujesz się w minimalny sposób, podchodzisz powierzchownie, prześlizgujesz się po problemach, działasz pobieżnie.

Powierzchowne relacje

Najpierw pobieżnie zajmujesz się związkami. Więź ze współmałżonkiem, która kiedyś była silna i bliska, staje się coraz słabsza i luźniejsza. Masz nadzieję, że on czy ona nie mają poważnych potrzeb, ponieważ tobie brak energii, by sobie z nimi poradzić. Prześlizgujesz się po konfliktach. Zaklejasz plastrem poważne problemy. Naszywasz łaty i udajesz, że wcale nie jest tak źle.

Prześlizgujesz się też nieuważnie nad relacjami z dziećmi. Nie śledzisz już dokładnie, co się u nich dzieje. Nie wiesz, co wydarza się w ich życiach. Niewielkie oznaki problemów przyciągają twoją uwagę, ale wypierasz je z umysłu. Dostrzegasz flagi ostrzegacze, ale odwracasz głowę. Nie masz energii, by stawić im czoła – w każdym razie nie teraz. Może jutro. Albo może po prostu same przejdą.

Twoje przyjaźnie, które wcześniej były tak głębokie i odpowiedzialne, teraz charakteryzuje płytkość. Luźne znajomości w ogóle już nie istnieją. Wkrótce nikt nie będzie miał do ciebie dostępu, ponieważ tak będzie zajmować cię pilnowanie, żeby nic się nie posypało.

Podobnie traktujesz też swój związek z Bogiem. Ograniczasz modlitwy do desperackiego wołania. Ograniczasz oddawanie czci do dziękowania Bogu, że pomaga ci przetrwać szaleństwo kolejnego tygodnia. Jesteś zbyt zabiegany, by oddawać się refleksji, medytacji czy introspekcji. Zaczynasz usprawiedliwiać małe grzeszki, a potem większe. Zanim się obejrzysz, jesteś już daleko od duchowej niewinności
.
Potem zaczynasz pobieżnie traktować warstwę emocjonalną. Orientujesz się, że wybuchasz gniewem częściej niż trzeba, ale nie masz czasu, żeby zastanowić się dlaczego. Nie zwracasz już uwagi na uczucia takie jak uraza, smutek czy wina. Stajesz się mechanicznym żołnierzykiem: tylko maszerujesz, robisz, co trzeba, i upychasz swoje uczucia coraz głębiej. Gdybyś wiedział, że one gromadzą się i planują emocjonalną rewoltę, która pewnego dnia śmiertelnie cię przestraszy, może zwracałbyś na nie uwagę. Ale tego nie wiesz. Poza tym nie masz dość energii, żeby przewracać każdy kamień i brnąć przez lepkie błoto swojego życia emocjonalnego. Nie masz czasu zajrzeć do swojego wnętrza.

Sprawdź wszystkie wskaźniki

Nawet jeśli masz czas na rozważenie swojego stanu emocjonalnego, istnieją duże szanse na to, że tego nie zrobisz. Społeczność chrześcijańska ma bogatą tradycję ignorowania emocjonalnej strony życia. Jeśli chodzi o odczytywanie wskaźników na desce rozdzielczej swojej psychiki, wielu chrześcijan patrzy tylko na jedną wskazówkę: duchową. Zakładają, że jeśli z przekonaniem podążają drogą Chrystusa, jeśli modlą się i odbierają pożyteczne nauki, jeśli oddają cześć publicznie i prywatnie, wszystko jest w porządku.

Niektórzy chrześcijanie posuwają się o krok dalej i sprawdzają wskazówkę fizyczną. Wierzą podobnie jak my, że częścią posłuszeństwa chrześcijańskiego, częścią oddawania się Bogu do pełnej dyspozycji, jest dbanie o swoje ciało. Jedzą więc siemię lniane i korę drzew, podnoszą ciężary i ćwiczą aerobik. Są przekonani, że utrzymując w normie wskaźnik duchowy i fizyczny, będą w stanie pracować ciężko, utrzymywać kurs i wygrywać aż do śmierci.

Ale chociaż te wskaźniki są istotne, istnieje też trzecia wskazówka, emocjonalna, zaś ignorowanie jej stało się przyczyną upadku wielu silnych duchowo i fizycznie ludzi (…).

Stajesz się mechanicznym żołnierzykiem: tylko maszerujesz, robisz, co trzeba, i upychasz swoje uczucia coraz głębiej

Kurczenie się serca

Wyczerpanie emocjonalne wynikające z życia w kryzysie powoduje w końcu kurczenie się serca. Serce takie nie czci już tak autentycznie jak kiedyś i nie kocha Boga z taką pasją jak wcześniej. Nie jest już wrażliwe na potrzeby innych i straciło płomień współczucia.

Podczas gdy serca zdrowych chrześcijan powiększają się, obejmując coraz więcej Serca Chrystusa, serca chrześcijan w trybie kryzysowym stają się wyschnięte i słabe. Pewien mężczyzna z naszego kościoła powiedział: „Macie rację w kwestii trybu kryzysowego. Mam więcej pracowników, większy budżet, większy budynek, większy dom, większe konto bankowe i większy brzuch niż pięć lat temu. Ale za to mam tylko pustą jamę w miejscu, gdzie kiedyś było moje serce”.

Podczas gdy często lekceważymy wyczerpanie emocjonalne, nie da się ignorować spustoszenia, jakie czyni ono w naszym życiu. Poza wysysaniem współczucia z serca wyczerpanie emocjonalne sprawia też, że jesteśmy podatni na grzech. Ludzie, którzy są wyczerpani emocjonalnie lub których emocje były zaniedbywane, zaczynają na emocjonalnym poziomie nawoływać o pocieszenie, ulgę, ucieczkę, o coś, co sprawi, że poczują się dobrze i co zaspokoi ich zmysły. Zaczynają pragnąć szybkich zastrzyków szczęścia. Mamią ich pokusy, które nigdy wcześniej ich nie pociągały. Czynności, których nigdy wcześniej nawet nie rozważali, stają się realnymi opcjami. Pewien chrześcijanin, który popełnił cudzołóstwo, zmobilizował nas do uczynienia rozrywki priorytetem w naszym małżeństwie. Podpowiedział nam też, żebyśmy uważnie obserwowali nasze wskaźniki emocjonalne (…).

– Nie pozwólcie, żeby doszły do zera – ostrzegał. – Kiedy człowiek ulega wyczerpaniu emocjonalnemu, zaczyna pragnąć szybkiego rozwiązania. I nader często pojawia się ono w postaci niedozwolonych związków. W sekretnych spotkaniach i potajemnych rozmowach jest coś takiego, co daje szybko działającą euforię, której pragnie wyczerpana emocjonalnie osoba. Ale jest to euforia z gatunku tych, które gwarantują zły odjazd.

Wybierz powolne ładowanie

Wyczerpane akumulatory emocjonalne również potrzebują podładowania. Chodzi o to, by określić, co cię odnawia, a potem uwzględnić to w swoich planach. Oznacza też rozkładanie emocjonalnie wyczerpujących obowiązków w taki sposób, żeby pomiędzy nimi móc podładować się do poziomu emocjonalnej pełni. W naszej kulturze jest to niemałe wyzwanie. Dzisiejsza nowoczesna technologia umożliwia ludziom branie na siebie ogromnej ilości obowiązków i wyciskanie każdej minuty jak cytryny (…).

Zreorganizowanie życia i przyjęcie łatwiejszego do opanowania planu zajęć daje czas na podładowywanie. Ale wtedy trzeba odkryć konkretne czynności, które mogą naładować nas i uzupełnić nasze zasoby emocjonalne. Musimy włączyć w swoje plany zajęć formy rozrywki, które naprawdę nas relaksują.

We współczesnej kulturze zachodniej mamy tendencję do postrzegania rozrywki jako luksusu, jako czegoś, w co angażujemy się, kiedy nie mamy nic ważnego i produktywnego do zrobienia. Nie dla wszystkich jest to oczywiście prawda. Z pewnością niektórzy ludzie czytający te słowa mogliby oskarżyć swoich współmałżonków o to, że zbyt angażują się w rozrywkę lub są zbyt „powolni”. Jednak wielu ludzi zrobiłoby wielką przysługę sobie, swoim współmałżonkom i rodzinom, gdyby nauczyli się relaksować, znaleźli wytchnienie w rozrywce, która by ich ożywiała. Zamiast luksusem może okazać się to koniecznym antidotum na chroniczne wyczerpanie emocjonalne.

We współczesnej kulturze zachodniej mamy tendencję do postrzegania rozrywki jako luksusu. Zamiast luksusem może okazać się to koniecznym antidotum na chroniczne wyczerpanie emocjonalne

Spotkajmy się jeszcze raz

Kolejnym sposobem napełnienia zbiorników emocjonalnych jest kultywowanie ożywiających związków. Podobnie jak my znasz prawdopodobnie trzy rodzaje związków.

Po pierwsze, związki wyczerpujące, z rodzaju tych, które wysysają energię. Ludzie ci mogą być mili, ale z jakiegoś powodu coś między wami nie gra; może zawsze chcą czegoś od ciebie i nigdy nie dają nic w zamian. W ciągu godziny spędzonej z takimi ludźmi sześć razy patrzysz na zegarek, a po wyjściu sugerujesz współmałżonkowi, żeby następne spotkanie ustalić na rok 2025. Nie to, że ich nie lubisz, ale zawsze po wyjściu od nich czujesz pustkę.

Następne są związki neutralne. Właściwie cię nie wysysają; trochę od ciebie czerpią, ale też trochę oddają w zamian, więc jesteście kwita. Mimo to takie związki nie ulepszają naprawdę twojego życia i nie czujesz wielkiej motywacji, żeby je podtrzymywać.

Wreszcie są też związki ożywiające, które mogą tchnąć w ciebie życie. Odwiedzasz inną parę i po, jak się wydaje, paru minutach mówisz: „Niesamowite, już 23:30. Kiedy minął ten wieczór?”. Jadąc do domu, zastanawiasz się głośno ze współmałżonkiem, jakie mają plany na piątek. Nie masz ukrytych zamiarów. Nie potrzebujesz niczego od nich ani nie czujesz wobec nich zobowiązania; nie musisz im doradzać lub ich „naprawiać”. Po prostu lubisz z nimi być. Możesz zrelaksować się. Możesz rozmawiać swobodnie. Kiedy się rozstajecie, wszyscy czują się odświeżeni, pełni energii i beztroscy.

(…) wielu ludzi, szczególnie pracujących w zawodach związanych z pomocą innym, ma pewną ilość związków neutralnych, wiele wyczerpujących i niewiele, jeśli w ogóle, związków ożywiających. Czy jest coś dziwnego w tym, że czują się wyczerpani emocjonalnie? Jezus miał o wiele bardziej zrównoważony układ związków. Umyślnie wystawiał się na wyczerpujących ludzi – masy, które się Go trzymały, pragnęły uzdrowienia, zadawały nieustannie strumienie pytań. Wygląda na to, że miał dość neutralne związki z przyjaciółmi i uczniami, którzy za Nim podążali, ale pozostawali na pograniczach Jego życia. Ale w życiu Jezusa była też pewna ilość ożywiających ludzi. Często wymykał się gdzieś z Piotrem, Jakubem i Janem, a także zatrzymywał u Marii, Marty i Łazarza. Potrzebował czasu z ludźmi, którzy ponownie napełniali Jego ducha, podbudowywali Go i zapewniali Mu swobodę odprężenia się. Wydaje nam się, że jednym z powodów, dla których Jezus załamał się nad grobem Łazarza, było to, że stracił pobudzającego brata.

Częścią bycia chrześcijaninem jest dawanie tym, którzy nie mogą nic oddać w zamian. Jeśli twierdzimy, że idziemy śladem Jezusa, powinniśmy umyślnie podtrzymywać wyczerpujące związki, podobnie jak On, a także neutralne. Ale nie możemy przeładowywać naszego świata ludźmi wyczerpującymi i neutralnymi. Skoro Jezus potrzebował ożywiających związków, o ileż bardziej potrzebujemy ich my?

Nie bój się zredukować biegu

Zalanie się łzami nad biurkiem w pracowite sobotnie popołudnie to jedna z lepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek mi się przydarzyły. Desperacja sprawiła, że stawiłem czoła temu, co życie w trybie kryzysowym i wyczerpanie emocjonalne zrobiło mi oraz moim związkom z ludźmi, których kocham, i to ona zmotywowała mnie do zrobienia czegoś z tym problemem. Zmusiło mnie to do podjęcia największego ryzyka w moim życiu. Dało mi swobodę powrotu do rekreacji bez poczucia winy, że robię coś „nieproduktywnego” (…).

Nie było łatwo dokonać tych zmian, a wielu ludzi może nie zgadzać się z krokami, które podjąłem. Ale mogę z całego serca powiedzieć, że wyjście z życia w trybie kryzysowym było warte ceny, jaką musiałem zapłacić. Wspaniale jest znowu odnosić się do pracowników jak do ludzi. Mieć przyjaciół, którzy znów uważają mnie za odpowiedzialnego. Mieć czas aktywnie zajmować się dziećmi. Móc znowu włożyć twórczą energię w małżeństwo.

Chciałbym wykrzyczeć to ze szczytów wszystkich gór: Warto podjąć każdą radykalną zmianę, żeby wyjścia z trybu kryzysowego. Warto!

Może ty również potrzebujesz radykalnych zmian w życiu. Może musisz zrewidować swój zakres obowiązków w pracy. Może powinieneś zredukować ilość podróży. Może musisz zrezygnować z członkostwa w zarządzie albo porzucić ten dodatkowy kurs. Kolejnym rozwiązaniem może być odmowa brania na siebie tylu projektów, zatrudnienie dodatkowej pomocy albo okrojenie swoich celów. Można nawet zgodzić się na „degradację” lub zrezygnować ze wspaniałej sposobności – albo z całej ich garści. Jak wspaniały jest styl życia, który nie daje ci czasu, by się nim cieszyć?

Artykuł został opracowany na podstawie książki Billa i Lynne Hybelsów – Więzi i więzy – wydanej prze wydawnictwo Esprit, Kraków 2010, tłum. D.Kurek (fragmenty rozdziału 11: Życie w trybie kryzysowym).