Guzińskie impresje

Gruzińskie impresje

Gruzja to maleńki kraj łączący ze sobą potężne góry Kaukazu na północy i stepowe pustynie południa, huczliwe Tbilisi czy Batumi i dziewicze Uszguli i Dartlo, huk ulicy i milczenie górzystych wzniesień, biedę i radość, porywczość i gościnność.

Rytm gruzińskich dróg

W Gruzji na drodze obowiązuje zasada: „Kto większy, ten pierwszy”, co oznacza, że nawet na pasach pierwszeństwo ma samochód. O tym przekonałem się już pierwszego dnia, kiedy niedługo po opuszczeniu lotniska w centrum Kutaisi nadjeżdżający samochód prawie potrącił mnie na pasach. Aby przejść na drugą stronę ulicy, musisz wejść w jej rytm, przeciskając się pomiędzy jadącymi samochodami, wśród decybeli klaksonów, pisków opon, pokrzykiwania kierowców, ryku silników, muzyki wydobywającej się z samochodów. Na ulicy toczy się życie. Tu mają miejsce rozmowy. Tu przechodzą krowy i świnie. Tu normą jest wyprzedzanie na trzeciego, na pasach, pod górę, na zakręcie. No i trąbienie! Gruzini rozróżniają trzy rodzaje trąbienia. Krótkie oznacza pozdrowienie. Dłuższe ostrzega: „Uwaga, jadę! Zjedź mi z drogi”. Najdłuższe łączy się z pogrożeniem ręką. Klakson używany jest przez gruzińskiego kierowcę średnio, co minutę. Na drodze trzeba mieć szeroko otwarte oczy, czujny słuch, sprawne nogi.

Ludzie Wschodu

Naszą podróż po Gruzji, razem z moim druhem Szymonem, rozpoczęliśmy wyjściem na Kazbek, szczyt o wysokości 5047 m n.p.m. Dojechawszy do Stepancmindy (dawniej Kazbegi), doszliśmy do XIV-wiecznego klasztoru o nazwie Cminda Sameba. Zapytaliśmy tam o możliwość noclegu na podłodze. Prawosławni mnisi nie tylko dali nam pokój, ale i okazali serce. Usiedliśmy razem do stołu, zjedliśmy puri, chaczapuri i inne gruzińskie smakołyki. Wspólnota stołu, przy której zostałem zapytany, czy jestem dobry z geografii. Zagraliśmy w quiz geograficzny. W tym klasztorze znaleźliśmy swoją przystań także po zejściu z Kazbeku. Kiedy po kolacji mnisi wybierali się na wieczorną modlitwę, zapytałem, czy możemy dołączyć, aby wspólnie, jako chrześcijanie, stanąć przed Bogiem. Do tej pory otwarty Wasilij zastanowił się dłużej i… zabrał nas ze sobą. W taki sposób ewangeliczny chrześcijanin stanął w modlitwie z mnichami prawosławnymi. Pomimo różnej liturgii i kulturowej odmienności mogliśmy w jedności skierować swój wzrok na oblicze Jedynego Boga. W ten sposób stworzyliśmy wspólnotę modlitwy w imieniu Jezus. Kolejnego dnia podczas porannej modlitwy Bóg skierował do mnie słowa: „Kto idzie za Mną, będzie miał wiele domów, wielu ojców i matek, braci i sióstr, przyjaciół”. Tego doświadczyłem w Cminda Sameba. W Gruzji żyje się biedniej, ale ludzie są szczęśliwi, uwrażliwieni na człowieka obok, jakby z wypisanym w sercach zdaniem: Nie zapominajcie też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, aniołom dali gościnę (List do Hebr. 13:2, BT). Taką wrażliwość noszą w sobie ludzie Wschodu. Żyją w świadomości potrzeby drugiego człowieka. Dobrobyt nieraz zamyka na człowieka. Paradoksalnie brak na niego otwiera.

Wspólnota

W pierwszym dniu naszej wspinaczki spotkaliśmy m.in. grupę z Izraela: Etty, Ady i Aggeusza. Pod lodowcem stanęliśmy razem w modlitwie, w której błogosławiliśmy Izrael. Noc spędziliśmy w namiocie na wysokości 3600 m n.p.m. Następnego dnia o 4.00 rano wyruszyliśmy na szczyt. O tej porze rozpościerało się nad nami gwiaździste niebo, jakiego nie da się zobaczyć w mieście, oraz niezapomniany wschód słońca, który budzi góry ze snu. W drodze na Kazbek trzeba przejść przez ogromne pole szczelin lodowcowych, o szerokości do 10 m i głębokości nawet 50 m. Z Szymonem pokonywaliśmy je spięci liną, wzajemnie się asekurując. Różne w życiu spotkają nas drogi. Dlatego potrzebny jest nam Kościół – wspólnota ludzi zaasekurowanych i zawieszonych na linie zbawienia Chrystusa, istniejąca, by tworzyć Jedno Ciało wzajemnej pomocy i troski.

Kazbek to szczyt, z którym trzeba się zmierzyć, w którym wszystko mówi ci „stop!”. Wówczas każdym oddechem czerpiesz z Bożej Obecności i wiesz, że każdy krok jest łaską

Około godziny 14.00 byliśmy na szczycie. Widok aż po sam Ararat. I my, 1000 m ponad chmurami. Inna perspektywa patrzenia na to, co wokół. Doświadczenie perfekcyjnego dzieła Architekta, Twórcy gór, śniegu i wiatru. Kazbek to miejsce, z którym trzeba się zmierzyć, w którym wszystko mówi ci „stop!”. Zmęczenie jest ekstremalne. Wówczas każdym oddechem czerpiesz z Bożej Obecności i wiesz, że każdy krok jest łaską. Uczysz się wartości oddechu, kroku, wody i kromki chleba. Pokarmem i wodą jest Chrystus. Bez Niego człowiek jest odwodniony, usycha, umiera. A zjawiskowy wschód i zachód słońca, monumentalne góry, gwiaździsta noc – wszystko to obwieszcza Jego Obecność.

Pomoc Georgija

W drodze na Kazbek musieliśmy się przeprawić przez rwącą rzekę, przeskakując z kamienia na kamień. Nie sposób było to zrobić z 28-kilogramowymi plecakami. I nagle pomoc zaproponował nam Georgij, któremu przerzuciliśmy nasze plecaki na drugą stronę. Pojawił się jak anioł. Potem my pomogliśmy Polakom, a ci następnym. Ta trudna do pokonania rzeka stała się miejscem, w którym jedni pomagali drugim. O to chodzi w życiu. Potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy drugiego człowieka, pomocy, uśmiechu, rozmowy w codziennych sytuacjach, uścisku dłoni. Takiej pomocy doświadczyłem w Batumi. W restauracji zamówiłem tradycyjne gruzińskie danie, chaczapuri adżaruli, placek z jajkiem i serem. Kiedy zaczynałem jeść go w niewłaściwy sposób, od stołu obok wstała starsza kobieta, Karina, i podeszła do mnie z uśmiechem, mówiąc: „To nie tak”. Bez skrępowania wzięła mój widelec i nóż, wymieszała jajko w placku i pokazała, jak należy to danie jeść.

Osady Tuszetii

Jednym z najpiękniejszych regionów Gruzji jest Tuszetia, położona w północno-wschodniej części kraju. Przez przełęcz Abano dojechaliśmy jeepem do Omalo, osady oddalonej o około 70 km od cywilizacji. Następnego dnia wyruszyliśmy konno jeszcze dalej, do osady Dartlo. Od jesieni do wiosny droga ta jest zasypana zwałami śniegu. Te tereny Gruzji są dostępne tylko w letnie miesiące. Tuszetyjskie osady nie zajmują wiele miejsca. Stworzone z szacunkiem dla otaczających je gór, wyglądają tak, jakby cichutko sobie przycupnęły, z nadzieją, że góry jakoś im to wybaczą i pozwolą istnieć. Życie w wioskach jest surowe. Nasze dni w Tuszetii były przebywaniem w pustelni, w której nie ma ścian z betonu, ale ściany tworzą góry Kaukazu. Tam doświadczyłem milczącej wzajemności z Bogiem, wpatrując się w gwiaździstą noc z niezliczoną ilością spadających meteorów.

Tuszetyjskie osady stworzono z szacunkiem dla otaczających je gór, wyglądają tak, jakby cichutko sobie przycupnęły, z nadzieją, że góry jakoś im to wybaczą i pozwolą istnieć

Tajemnicza Szchara

Uszguli to najwyżej położona osada w Gruzji. Leży u stóp najwyższej góry Gruzji, Szchary. To chyba najpiękniej usytuowana wieś, jaką kiedykolwiek widziałem. Bajeczne miejsce z cudownym kontrastem w dali. Na dole – zielono, ciepło, przyjaźnie. Na górze – chmurno, lodowato i zimno. Niższe wzniesienia zazielenione, skaliste szczyty oblodzone. O poranku Szchara odsłonięta, by za niespełna pół godziny skryć się w chmurach, niczym kobieta tkaniną zakrywająca swoją twarz. W tym krajobrazie mieszkańcy koszący trawę, pasący krowy…

Gruziński toast

Supra, czyli uczta, to centrum życia towarzyskiego Gruzinów. Kiedy dojechaliśmy z naszym gruzińskim znajomym do wioski Omalo, rozłożyliśmy swój żywnościowy ekwipunek i dziękując Bogu, usiedliśmy do posiłku. Po chwili Mamuka, gruziński znajomy, wyciągnął czaczę i wzniósł toast. Toasty są nieodłączną częścią supry. W Gruzji mawia się, że to, co jest w sercu, musi znaleźć się w kielichu. Wznosząc toast, ludzie w sposób szczery i otwarty mówią o tym, co jest dla nich ważne. Inny gruziński zwyczaj, oprócz podania ręki, to pocałunek w policzek. Piękne nawiązanie do biblijnego „świętego pocałunku” – Gruzini pozdrawiają się tak powszechnie. Buduje to zażyłość i relacje, otwiera na drugiego człowieka. Wygląda pięknie.

W zatrzymaniu

W Mestii spotkałem pewnego starca posługującego się językiem swańskim, spokrewnionym z językiem gruzińskim (kultura Swanów przez stulecia kształtowała się w izolacji od reszty Gruzji). Dzięki jego uprzejmości mogłem rozbić namiot w ogrodzie jego brata. Po chwili wzajemnego patrzenia sobie w oczy wskazał, abym z nim usiadł. Siedzieliśmy razem na ławeczce w milczącej, przenikającej społeczności. Nie potrzebowaliśmy słów, aby spotkać się ze sobą. Zdumieć. Zachwycić. Potrzebowaliśmy się zatrzymać.

W drodze powrotnej poznałem Patę, który podwiózł mnie swoim samochodem. W czasie naszej wspólnej drogi zobaczył moją opaskę na ręku z napisem „I am second” [Jestem drugi]. Powiedział: „Dla mnie to oznacza, że człowiek obok mnie jest zawsze pierwszy. W nim przebywa Bóg. On jest pierwszy, a ja jestem drugi”. Taka jest właśnie Gruzja.