Kościół uliczny

Kościół uliczny

Miłość Jezusa wyrażona w praktycznym działaniu

z Martą i Pawłem Bukałami rozmawia Agnieszka Karbowiak

Agnieszka Karbowiak: Prowadzicie bardzo ciekawą inicjatywę o nazwie „Kościół Uliczny”. Co to takiego? I jak to przedsięwzięcie funkcjonuje?

Paweł Bukała: Nazywam to platformą, w którą zaangażowanych jest wiele kościołów. Każdy może się w niej czuć swobodnie. Nasze nabożeństwa są bardzo proste: czas uwielbienia, kazanie, ogłoszenia. Dlaczego nie robić tego na ulicy? W Kościół Uliczny w Warszawie zaangażowało się 14 kościołów różnych denominacji. Przychodzą pastorzy, biskupi, misjonarze, którzy głoszą ewangelię. Uwielbienie prowadzą grupy muzyczne z różnych kościołów. Podczas tych spotkań zachęcamy, aby ludzie przyjmowali Jezusa do swojego życia. Czasami jednorazowo nawet kilkadziesiąt osób decyduje się rozpocząć życie z Bogiem. Następnie ludzie są zapraszani do kościołów zaangażowanych w tę służbę.

Organizujemy też koncerty, różne formy teatralne. Mamy również „Namiot uzdrowienia”. Raz w tygodniu odbywa się tam modlitwa o uzdrowienie, choć o Boże uzdrowienie modlimy się wszędzie tam, gdzie ludzie go potrzebują. Widzimy, jak po modlitwie nogi się wydłużają, odchodzą różne bóle, poprawia się słuch, wzrok. Kiedyś przyszedł do namiotu człowiek, który chciał się modlić o uwolnienie od palenia papierosów, a po modlitwie z wielkim zdziwieniem stwierdził, że Bóg uleczył jego wzrok.

Marta Bukała: Często oczekujemy, że Bóg będzie działał od razu, a On czasem wybiera proces rozłożony w czasie. Wychodzimy z założenia, że Bóg wysłuchuje każdej naszej modlitwy. Po każdej modlitwie coś się dzieje. Może czasami nie zobaczymy spektakularnych efektów od razu, ale Bóg coś robi. Jednym z przykładów jest człowiek, który miał wypadek i chodził o kulach. Po jakimś czasie przyszedł podziękować za modlitwę, kule już mu nie były potrzebne. Powiedział, że nie stało się to od razu, ale jakiś czas po tej modlitwie został uzdrowiony. Wtedy obiecał Bogu, że przestanie kraść. Pojednał się ze swoją siostrą, wrócił do domu, przestał być osobą bezdomną. Niezwykła była jego świadomość, że to Bóg go uzdrowił. To było wspaniałe świadectwo dla innych bezdomnych. Modlimy się o uzdrowienia i wiemy, że Bóg uzdrawia – tak samo, jak odpuszcza grzechy. Niech Jemu będzie chwała w tym wszystkim.

Jak rozpoczęliście działalność Kościoła Ulicznego?

P.B.: Kluczem do tego, co człowiek robi jako osoba wierząca, jest powołanie i wysłanie go przez Boga do danego dzieła. Zaczęliśmy pracować wśród osób bezdomnych, głosić ewangelię. Również w tej chwili prowadzimy ośrodek dla osób bezdomnych i uzależnionych. Wszystko to wynika ze spotkania z Bogiem, z tego, co On włożył w nasze serca. On nas w tym prowadzi, otrzymaliśmy to powołanie w modlitwie.

M.B.: Wynika to z miłości do Boga i posłuszeństwa. Myślę, że kiedy Bóg się nam objawia, kiedy zakochujemy się w Nim, to chcemy się tym dzielić z innymi. I pytamy Boga: „Boże, co chciałbyś, abym ja zrobił?”. Chcemy służyć Bogu tam, gdzie nas postawi. Służba Bogu może mieć różną formę. Kiedy jedziesz na ewangelizację i musisz posprzątać to miejsce, pozbierać śmieci, to też jest służba. Myślę, że tak to się zaczęło.

Wspomnieliście o ośrodku dla bezdomnych. Prowadzicie również roczną terapię dla tych osób. Jak to wygląda?

P.B.: Kiedy trafia do nas na terapię człowiek z ulicy, rozpoczyna cykl składający się z czterech etapów, który trwa rok. Pierwszy etap zajmuje dwa tygodnie. Następne – trzy miesiące, kolejne trzy i sześć miesięcy. Po ukończonej terapii taka osoba trafia do hostelu na pół roku. I wtedy zaczyna sama sobie radzić w tej rzeczywistości. Jedną nogą jest jeszcze u nas, ale zaczyna już funkcjonować w społeczeństwie, szuka pracy itd. Na każdym z etapów są wyznaczone cele, które podopieczny musi osiągnąć. To mu pomaga stanąć na nogi. Nasza terapia oparta jest na Piśmie Świętym. Wprowadzamy również wiele elementów terapeutycznych. Współpracuje z nami była dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARPA). W ten sposób terapia może utrzymać wysoki poziom. Nie zaniedbujemy jednak sfery duchowej: jest codzienne nauczanie, studiowanie Słowa Bożego, uwielbienie, modlitwa. Chcemy, aby ci ludzie mogli nawiązać głęboką relację z Bogiem. Naszym mottem są słowa Psalmu 113, które mówią, że Bóg podnosi nędzarza ze śmietniska i sadza go wśród książąt. Kościół uliczny i ośrodek są do tego narzędziami.

A jak radzą sobie osoby, które przeszły przez terapię? Co robią dzisiaj?

M.B.: Inspirująca jest historia Mietka, który ukończył u nas terapię jakiś czas temu. On naprawdę kocha Boga. Przy okazji różnych spotkań opowiada, w jak niesamowity sposób Bóg działa w jego życiu. Jest głęboko wdzięczny Bogu i ludziom. Jego życie się zmienia. Bóg zwrócił mu rodzinę – córka na nowo mówi do niego „tato”. Mietek pracuje uczciwie i wynajmuje mieszkanie. Wcześniej był osobą bezdomną. Przesiedział 12 lat w więzieniu, był bokserem. W tej chwili ma serce jak baranek, serce przemienione przez Chrystusa. Mietek ma ponad 60 lat. Mógłby być moim ojcem. A gdy ostatnio opowiadał swoją historię, powiedział do mnie: „Marta, byłaś dla mnie jak matka”. To dla nas bardzo znaczące i zachęcające.

W jaki sposób Bóg realnie manifestuje się w waszej pracy?

P.B.: Dostrzegamy Boże ponadnaturalne działanie np. w finansach. Widzimy też wiele Bożych cudów: ludzie są zbawiani, uwalniani od demonów, przeżywają chrzest w Duchu Świętym. Gdy Bóg powołał mnie do pomagania bezdomnym, odpowiedziałem Mu: „Boże, żeby pomagać bezdomnym, trzeba mieć przynajmniej milion dolarów!”. Wtedy Bóg wskazał: „Będziesz miał tyle, ile będzie potrzebne”. Wielu ludzi z całej Polski wspiera nas finansowo. Wciąż żyjemy z wiary. Patrząc w przyszłość, nie zawsze mamy pewność, ile będzie tych pieniędzy. Ale widzę w tym ponadnaturalne Boże zaopatrzenie. Dziękuję Bogu za to, że kiedy On posyła do służby, zawsze zaopatruje. Jestem wdzięczny wielu ludziom, którzy te środki przelewają, że są wrażliwi na to, co Bóg chce poprzez nas zrobić.

Gdy przełamujemy się, aby zanieść ludziom Boga – to jest prawdziwa miłość

Jak widzicie kolejne działania kościoła ulicznego w przyszłości?

P.B.: Mamy przekonanie, że to, co robimy, będzie dotykało wielu ludzi w naszym kraju. Dzisiaj jest to już Ruch Kościoła Ulicznego w Polsce. W 2010 r. powstał Kościół Uliczny w Warszawie. W 2011 r. – ośrodek „Nowy Początek” dla osób bezdomnych i uzależnionych. W 2012 r. – Kościół Uliczny w Szczecinie. W 2013 r. – drugi Kościół Uliczny w Warszawie. W 2014 r. – w Poznaniu oraz w Gdańsku. W 2015 r. powstał Kościół Uliczny w Białymstoku i Ostrowie Wielkopolskim. Następnie w Krakowie. Docierają do nas informacje, że kolejne osoby chciałyby rozpocząć działanie kościołów ulicznych i ośrodków terapeutycznych w swoich miastach. Myślę, że ta służba będzie dotykała wielu ludzi w Polsce, a nawet poza granicami kraju. Czekamy z entuzjazmem na to, co będzie się działo w przyszłości. Wciąż pytamy Boga, w jaki sposób działać. Kiedyś Bóg darował nam pewne obietnice i jeszcze nie do końca wiemy, jak przełożyć je na rzeczywistość. Wierzymy, że Bóg będzie otwierał przed nami kolejne drzwi i że będziemy mogli docierać do większej liczby osób. W moim sercu mocno tkwi ojcostwo i uczniostwo. Mam pragnienie, aby ludzie mogli wzrastać w Bogu. Wierzę, że to jest kierunek naszej służby: ewangelizacja, stawanie się ojcami i matkami dla tych, którzy tego potrzebują. Jezus się nie zmienił. Tak, jak uzdrawiał i zmieniał życie ludzi dwa tysiące lat temu, tak samo chce robić to dzisiaj, przez nas.

Pamiętam, Pawle, twoje słowa: „Ludzie potrzebują kogoś, kto okaże im miłość”.

P.B.: Wiele mówi się na temat miłości. Ludzie zajmują się rzeczami dnia powszedniego, idą do pracy. Jednak niewielu realizuje tę miłość w praktyczny sposób. Każdy z nas ma bardzo ważne zadania przed sobą: rodzina, praca. Ale myślmy też o tym, co jeszcze Bóg chce przez nas uczynić, w jaki sposób pomóc ludziom żyjącym wokół nas. Musimy czasami wyjść z naszego miejsca komfortu i zrobić coś, co wymaga poświęcenia. Chodzi o to, aby mieć otwarte serce i uszy na potrzeby innych ludzi.

Można przykładowo pomóc komuś dostać się na taką terapię, kupić mu bilet, aby mógł tam pojechać. Możemy też zaprosić kogoś na studium biblijne. Rodzi się pytanie, czy otworzymy swoje serce dla osób, z którymi przebywanie nie jest zupełnie komfortowe. Czy naprawdę okazujemy innym miłość w praktyce? Może ktoś, kto pracuje obok nas, nigdy nie słyszał o Jezusie, a może ma problemy z depresją. Gdy przełamujemy się, aby zanieść ludziom Boga – to jest prawdziwa miłość.

M.B.: Chciałabym powtórzyć za Heidi Baker, że „miłość ma kształt, miłość zawsze jakoś wygląda”. Dla osoby głodnej miłość wygląda jak chleb. Dla kogoś bezdomnego miłość wygląda jak dom. Bóg kocha ludzi w praktyczny sposób, poprzez nasze ręce, nasze czyny, przez kubek gorącej zupy, przez miejsce do spania. Dla osoby samotnej miłość będzie wyglądała jak przyjaciel. Jezus mówi: Łaknąłem, a daliście mi jeść, pragnąłem, a daliście mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście mnie (Ew. Mat. 25:35). Miłość ma konkretny kształt, wymiar. Wystarczy być posłusznym Duchowi Świętemu. Czasem Bóg poruszy nasze serce, aby z kimś spędzić czas, aby odwiedzić jakąś osobę, może niepełnosprawną. Może widząc kogoś na ulicy, zapytasz, jak się czuje, i pomodlisz się o niego.

Jezus powiedział też: „Po miłości was poznają”. I nie chodzi tylko o słowa. Chodzi o postawę wobec drugiego człowieka. Bóg pokochał nas w praktyce! On zrobił dla nas coś najcenniejszego: z miłości Jezus dobrowolnie umarł za nas na krzyżu. Zrezygnował z Nieba dla nas. Miłość jest także poświęceniem czasu. Może nie wszyscy są powołani, aby oddać takiej służbie swoje życie w pełnym wymiarze, ale może w twoim przypadku to będzie 20 minut poświęcone sąsiadowi – albo jeszcze coś innego. Taka miłość ma kształt i jest praktyczna.

Bardzo dziękuję za rozmowę.