Pieśni naszych ojców

Pieśni naszych ojców

Dziedzictwo poprzednich pokoleń dla przyszłych. Z Mateuszem (Mate.O) Otrembą rozmawia Mateusz Wójcikiewicz.

Mateusz Mate.O Otremba, znany artysta chrześcijańskiej sceny muzycznej, obecnie intensywnie pracuje nad nowymi projektami. Zgodził się opowiedzieć nam nie tylko o aktywności zawodowej, ale także o swoich osobistych przeżyciach z Bogiem.

Mateusz Wójcikiewicz: Gdzie szukałeś inspiracji, tworząc nową płytę? Czy ktoś zainspirował Cię do podjęcia tego tematu?

Mateusz Otremba: Pierwsza myśl o tym albumie pojawiła się ok. 6 lat temu. Temat „Pieśni naszych ojców” był dla mnie istotny, ponieważ dotyczy dostrzegania drogocennych aspektów historii Kościoła i odkrywania ich w obecnym kontekście. Po kilku latach dojrzewania to tego projektu, w zeszłym roku, zabrałem się do poszukiwania materiałów i pracy nad aranżacjami z producentem płyty, Mirkiem Stępniem. W poszukiwaniu pieśni udałem się w podróż do czasu mojego dzieciństwa, ale były to też godziny wertowania starych śpiewników. Płyta „Pieśni naszych ojców” nie jest projektem autorskim, nie jestem autorem ani muzyki, ani tekstów. Spośród 13 utworów napisałem muzykę do XXV pieśni Jana Kochanowskiego o incipicie „Czego chcesz od nas, Panie”. Czas pracy nad tą płytą był odkrywaniem bogactwa tego, co zostało już wcześniej napisane, i szukaniem sposobu na interpretacje.

Dlaczego warto wracać do tego, co było?

W życiu każdego człowieka i w jego historii istnieje chwalebne i błogosławione dziedzictwo. Jest też i to, co moglibyśmy nazwać przeklętym dziedzictwem. Tak samo jest z historią Kościoła. Ja starałem się odkryć tę historię, która pozostawiła błogosławieństwo, życie tętniące w tych pieśniach. Kościół przez wieki angażował się w różne przestrzenie życia społecznego. Dotykam tutaj przestrzeni kultury, a w tym wspólnego śpiewania pieśni, które od zawsze było formą wychwalania Boga i doświadczeniem przekazywanym z pokolenia na pokolenie.

Warto wracać do tego, co było, żeby zobaczyć wielkość, wspaniałość Boga, który objawiał się w życiu konkretnych ludzi i w historii świata. Spisali oni w pieśniach swoje doświadczenie Boga, które miało wpływ na życie wielu kolejnych pokoleń. Kiedy je odkrywamy, pojawia się w nas zachwyt nad tym, kim Bóg jest, i wdzięczność za Jego działanie. Zauważamy też, że ktoś z krwi i kości był przed nami i dzięki tym osobom nastąpił duchowy zasiew, którego my jesteśmy owocem – czy jesteśmy tego świadomi, czy nie. Jesteśmy owocem wiary i uwielbienia Boga w życiu poprzednich pokoleń.

Zapoznałem się z tekstami, które wybrałeś na tę płytę. Część z nich przestudiowałem. W połączeniu z muzyką budzą one jeszcze więcej emocji. Czego sam się nauczyłeś podczas tworzenia tego materiału?

Zaczynem do sięgania po te pieśni było moje doświadczenie sprzed wielu lat, moje osobiste spotkanie z Chrystusem, zrozumienie, przyjęcie Ewangelii i narodzenie się do nowego życia duchowego. Dla mnie jako nastolatka, który miał tzw. przeszłość kościelną, formuła tych hymnów była zbyteczna, niedzisiejsza, męcząca, przyciężkawa, ale Bóg wykorzystał te pieśni, aby Duch Boży mnie dotknął. Byłem kiedyś na zielonej szkole organizowanej przez chrześcijan, gdzie uczęszczałem na obowiązkowe zajęcia chóru. To była dla mnie męczarnia. Mentalnie i duchowo byłem w innym świecie, a tam musiałem stanąć na baczność, jak do hymnu. To wszystko kojarzyło mi się z jakimś koszmarnym przymusem. Jednak kiedy śpiewałem na próbie chóru jedną z tych starych pieśni – duch Boży dotknął mnie i usłyszałem, co śpiewam. Po policzkach popłynęły mi łzy. Kolejne kilkanaście godzin po tym zdarzeniu było kluczowych dla mojego życia. W nocy otrzymałem od Boga pewien sen. Kiedy rano się obudziłem, a wszyscy poszli na śniadanie, miałem osobisty czas z Bogiem, modliłem się i wtedy oddałem Mu swoje życie. Także z tego powodu mam taki szacunek do tego, co było.

Mój przyjaciel ma kilka tysięcy wersji utworu „Amazing Grace”. Ta pieśń niesie ze sobą coś niezwykłego. Jest coś niesamowitego w starych utworach i hymnach, głębia i przesłanie. I nie chodzi tu o samą muzykę, ale też o teksty.

Chciałbym tutaj podkreślić, że nie sięgam do historii Kościoła i do starych pieśni jak do skansenu, przez sentyment do staroci. Sięgam tam, ponieważ objawił się w nich Bóg, a to, co ludzie spisali, stało się duchowym skarbcem podarowanym pokoleniom. Odkrywałem go w trakcie wyboru pieśni na płytę. Z setek utworów mogłem wybrać tylko kilkanaście. Dostrzegłem w tych pieśniach serce przepełnione wdzięcznością i uwielbieniem dla Boga. Zauważyłem, że ich autorzy potrafili nie tylko skoncentrować całą swoją uwagę na osobie Boga, Jego atrybutach i tym, kim On jest, ale również opisać to w kontekście przeżywanej codzienności. Uchwycili dwie najważniejsze rzeczy: te pieśni nie są o nich samych, ale skupiają się wokół osoby Jezusa, oraz, co również jest ważne, teksty nie są odrealnione, oderwane od życia. Myślę, że to jest coś, co dzisiaj, we współczesnej twórczości albo zatraciliśmy, albo stosujemy bardzo rzadko. Słyszę w utworach tych autorów wiele pracy, którą włożyli w opisanie Bożej chwały, ale także doświadczenia tej chwały w kontekście realnych doświadczeń. Pieśń „Przez dobrą moc Twą, Panie, otoczony” napisał Dietrich Bonhoeffer w celi śmierci, w grudniu 1944 r. Kilkanaście tygodni później na rozkaz Hitlera został stracony przez powieszenie, tuż przed kapitulacją III Rzeszy. W takim momencie swojego życia Bonhoeffer napisał tekst przepełniony ufnością do Boga. Wymienia atrybuty Boga: wszechobecność, wierność, bliskość. Opisuje stan cierpienia, zagrożenia – z ufnością. To postawa, którą znajdujemy w Słowie Bożym, w modlitwach psałterzowych. To też zdolność opisania kontekstu swojego życia przed Bogiem.

Jeżeli mamy niezaspokojoną potrzebę wyrażania zachwytu i uwielbienia dla Boga, to odkrywanie dziedzictwa, które zostawili nasi ojcowie wiary, jest odkrywaniem skarbu

Czego my sami możemy się z tych utworów nauczyć?

Jeżeli mamy niezaspokojoną potrzebę wyrażania zachwytu i uwielbienia dla Boga, to odkrywanie dziedzictwa, które zostawili nasi ojcowie wiary, jest odkrywaniem skarbu. Nie poznajemy tej historii, żeby w niej zostać i epatować jej pięknem, tylko sięgamy po ukryty skarb – chcemy go odkryć, bo on ma znaczenie dla naszej teraźniejszości i przyszłości naszych dzieci. Są jeszcze inne istotne sprawy. Powstawanie tych pieśni miało aspekt kulturotwórczy, wpływało na przestrzeń kultury, budowanie płaszczyzny spotkania i komunikowania międzypokoleniowego. Podoba mi się również współistnienie muzyki i tekstu. Tekst niósł ogromny duchowy ładunek, ale także przybierał konkretną formę, współistniejąc z melodią. Nierozdzielna treść i forma pomagały odczytywać znaczenia i stawać się współuczestnikami tych pieśni. Te pieśni przetrwały przez wiele pokoleń i są nadal śpiewane w wielu narodach. Dla mnie, autora, który pisze teksty obecnie, to ciągła inspiracja do tworzenia. Widzę, że mam od kogo się uczyć. Czy w jakiś sposób stylizuję się na te XVI- lub XIX-wieczne utwory, które zawarłem na tej płycie? Nie, piszę współczesne utwory, ale mam przywilej wracania i sięgania głębiej, do istoty i struktury tamtych pieśni.

Wielki wpływ na Twoje życie miała relacja z Twoim dziadkiem, Wincentym, o którym śpiewasz w utworze „Lekki jak ptak”. Czy powstanie płyty „Pieśni naszych ojców” ma związek także z jego osobą?

Jednym ze sposobów komunikacji dziadka Wincentego z nami było to, że śpiewał pieśni, czytał i pisał wiersze. Dzięki niemu nauczyłem się, że jest to jedna z metod komunikowania się między ludźmi oraz między ludźmi a Bogiem – i pogłębiania tej komunikacji. W książeczce dołączonej do płyty cytuję Dziadka i przywołuje pamięć o nim. On sam, sięgając do Bożego Słowa i dawnych pieśni, był także aktywnym twórcą. Tworzył do późnej starości. Wśród rzeczy, których mogłem się od niego uczyć, jest codzienny zachwyt nad Bogiem i życie wdzięcznością za dar zbawienia.

Bill Johnson powiedział kiedyś, że to, co dla nas jest sufitem, powinno być podłogą dla następnego pokolenia. Jesteś uczestnikiem niesamowitego przekazu pokoleniowego, zostałeś obdarowany wielkim dziedzictwem. Czy masz w sobie determinację, by niczego z tego nie zmarnować…?

Tamci autorzy potrafili przekazać to bogate dziedzictwo tak, aby mieć realny wpływ na kulturę i na funkcjonowanie Kościoła. W ten sposób postawili kolejne piętro, na które my mogliśmy wejść. Następnie możemy pobłogosławić kolejne pokolenia, przekazać im namacalne narzędzia, by mogły pójść dalej.

Gdyby duchowi ojcowie nie pozostawili po sobie tego dziedzictwa, bylibyśmy zmuszeni zastanawiać się, jak misterium Boga opisać, używając narzędzi karłowatej popkultury. A dzięki nim jesteśmy bogatsi o spisane, przekazane nam dzieła. Dzięki spisanej literaturze, zachowanej sztuce możemy używać różnych środków wyrazu, aby współcześnie się komunikować. W całej historii Kościół był twórczy, znajdował formułę, aby Bożą pełnię komunikować światu. Tak powstawały wielkie dzieła, wobec których nikt nie mógł przejść obojętnie. Można to zobaczyć na przykładzie muzyki Bacha. Na płycie „Pieśni naszych ojców” znalazł się jeden utwór z muzyką Bacha, i tekstem rosyjskiego poety Jana Prochanowa. Dzisiaj wielu cytuje Bacha – nie dlatego, że kiedyś był nowoczesny, ale ponieważ jest tak porażająco twórczy i genialny. Bóg wyznaczył nam czas i miejsce. Możemy pobłogosławić młodsze pokolenie, współuczestnicząc w jego drodze. Ma to charakter osobistego wpływu, którego nie da się podrobić. Możemy uczyć nasze dzieci szacunku i zauważania Bożego działania w historii świata i życiu ludzi. Ich zadaniem będzie tworzyć taką jakość społecznego wpływu, aby mogło to być pomnożone w przyszłych pokoleniach.

Kto współpracował przy tym albumie? Kogo zaprosiłeś do tego projektu?

Uczestniczyłem w wielu wspaniałych projektach przez wszystkie twórcze lata mojego życia, ale to największy projekt, za który odpowiadałem. Zaprosiłem do współpracy wielu gości, a pośród nich wielu serdecznych przyjaciół. Osoba mi najbliższa, która miała bardzo wielki wpływ na powstanie tego albumu, to Mirek Stępień, główny producent albumu, który aranżował większość utworów, gra też na basie i akordeonie. W sekcji rytmicznej pojawił się Irek Głyk, na instrumentach perkusyjnych Thomas Celis Sanchez, dodatkowo chłopaki z Mate.O Akustyczny Kwartet – Wojtek Gąsior, Adaś Szewczyk. Jest również Paweł Zarecki z żoną, Jadwigą Kłapą-Zarecką. Paweł aranżował i produkował muzycznie dwa utwory na tej płycie. Jest Kasia Gacek-Duda, która gra na fletach, skrzypcach i innych ludowych instrumentach. Kasia to góralka z Beskidu Żywieckiego, bez której nie wyobrażam sobie nagrania tego albumu, jest dla mnie odkryciem. Jest też Joachim Mencel, który gra na fortepianie i lirze korbowej. Dodatkowo Maciej „Kocin” Kociński, wspaniały saksofonista, a także świetny trębacz, Piotr Damasiewicz. Pojawił się poznański chór Gospel Joy oraz dwa dziecięce chóry Kids Gospel Joy z Poznania pod batutą Agnieszki Górskiej-Tomaszewskiej. W trzech utworach śpiewa moja żona, Natalia Niemen. No i oczywiście jest niesamowita rodzina Wałachów z Trójwsi Beskidzkiej: Beniamin, Martin i Monika Wałach. Monika zaśpiewała solo utwór „Ciebie, Boże, chwalimy / Te Deum laudamus”. To utwór z IV w., muzyka jest niezwykła, w Polsce możemy go usłyszeć tylko w rejonie Trójwsi Beskidzkiej. Na płycie znalazła się nasza góralska adaptacja melodii, która przywędrowała niegdyś z Austrii. W historii Kościoła do tego tekstu powstało bardzo wiele melodii. Ta, którą śpiewa Monika, jest wyjątkowa.

Wierzę, że duchowe dziedzictwo powinno być pomnożone w kolejnych pokoleniach

To naprawdę niesamowite bogactwo umiejętności, doświadczenia i różnorodności. Czy możemy się spodziewać kontynuacji tego projektu?

Tak, mam taki cel, aby w najbliższych latach powstało więcej takich płyt. I rzeczywiście już tworząc tę płytę, nagraliśmy jeden utwór, który nie wszedł na pierwszy album. Mamy już kolejne minuty muzyki nagranej na album następny. Wierzę, że zaangażujemy kolejnych artystów. I że zainspiruje to ludzi, którzy będą chcieli wesprzeć finansowo powstawanie kolejnego albumu.

Powstanie tej płyty umożliwiła kampania na jednym z portali crowdfundingowych, która zakończyła się sporym sukcesem. Projekt wsparło blisko 150 osób. Czy zaskoczył Cię taki wynik?

Bardzo mnie zaskoczyło to, jak ludzie zaangażowali się w tę akcję. Dodało mi to wiatru w żagle. Bez tych pieniędzy nie ruszylibyśmy z płytą. Modliłem się o powodzenie tej kampanii. Wiedziałem wtedy, że jeśli ten ruch oddolny nie wypali, to naprawdę nie będziemy w stanie tego zrealizować. To jest ogromne szczęście, że tyle indywidualnych osób wsparło tę akcję. To też największy zaszczyt, który mnie spotkał przy tej pracy. Doceniam również, że tak wielu wspaniałych muzyków poświęciło swój czas, żeby nagrać dźwięki na tę płytę. Pojawili się także inni sponsorzy, którzy mi zaufali. Bardzo im wszystkim dziękuję.

Plany na najbliższą przyszłość, w tym przyszłość muzyczną?

Teraz zaczyna się intensywniejszy czas koncertów. Liczę, że będzie to wieczorne świętowanie niezwykłych spotkań z Bogiem i ze sobą nawzajem, wyrażanie wdzięczności i zachwytu dla Niego. Chciałbym, aby to wspólne oddawanie chwały Bogu łączyło pokolenia. Ruszają wiosenne koncerty „Pieśni naszych ojców” i już planujemy jesienną trasę. Od jakiegoś czasu w zespole TU/Mate.O pracujemy nad nowymi piosenkami i nad albumem, który chcielibyśmy zacząć nagrywać jesienią tego roku. Kolejną sprawą jest Akademia TU (Totalne Uwielbienie). To ważna dla mnie sprawa. Chciałbym, aby Akademia TU była skierowana do osób, które będą chciały uczyć się pisać nowe pieśni dla Kościoła. Mamy świetną kadrę, osoby z dużym doświadczeniem. Wierzę, że każdy może się wiele nauczyć i powstanie kilkanaście nowych polskich pieśni uwielbienia.

Bardzo dziękuję za rozmowę.