Mateusz Wójcikiewicz: Jak zaczęła się Twoja przygoda z gitarą basową?
Kinga Głyk: Kiedy jako mała dziewczynka słuchałam muzyki, szczególnie zwracałam uwagę na dźwięki basu. Stawałam przed lustrem, radiem lub magnetofonem i wcielałam się w rolę basisty. Sprawiało mi to wielką frajdę. Gdy po raz pierwszy trzymałam w rękach „basówkę”, wiedziałam, że to jest właśnie ten instrument, na którym chcę grać.
Czy gitara basowa była twoim pierwszym wyborem?
Zawsze chciałam grać na basie. Od początku miałam świadomość, że nie chcę robić tego tylko dla siebie. Była we mnie chęć przekazywania ludziom radości właśnie poprzez muzykę.
Czy fakt, że Twój ojciec jest znanym muzykiem, miał wpływ na twoje zainteresowania?
Z jednej strony zaangażowanie w świat muzyki jest moją osobistą decyzją, ale to dzięki tacie gram do dzisiaj. On jest tą osobą, która mnie zachęca i motywuje do pracy. Jest dla mnie wielkim wsparciem, nie tylko w muzyce. Oczywiście możliwość wspólnego muzykowania bardzo mi pomogła. Od dziecka mogłam ćwiczyć razem z tatą. Jego słowa krytyki ale też i pochwały wiele mnie nauczyły.
Na początku kwietnia miała miejsce premiera Twojej płyty. Zrobiłaś sobie piękny prezent urodzinowy.
Tak, to wspaniały i szczególny prezent z okazji osiemnastych urodzin. W większości pomogli mi w tym rodzice. Mam z nimi dobre relacje – a to jest o wiele cenniejsze niż granie. Bez nich nie dałabym sobie rady.
Skąd wziął się pomysł, by nagrać ten album?
W wieku dwunastu lat zagrałam swój pierwszy koncert. To było niesamowite przeżycie. Z każdego następnego koncertu wyciągałam naukę, a to zachęcało mnie do dalszej pracy. Kiedy zbliżały się moje osiemnaste urodziny, pojawił się pomysł nagrania pierwszej płyty. Pomyślałam wtedy: „Warto podkreślić, że coś zaczyna się na poważnie”. Chciałam też stworzyć coś swojego. Choć na płycie jest tylko jeden mój autorski utwór, mam na to wytłumaczenie [śmiech]. Album nieprzypadkowo został nazwany „Rejestracja” – co oznacza początek, zarejestrowanie się w świecie muzyki. Natomiast moja osobista twórczość z pewnością ukaże się na następnej płycie.
Jaki odbiór ma Twoja płyta?
Ku mojemu zdziwieniu – bardzo pozytywny [uśmiech]. Po koncertach niektóre osoby piszą, że sami też chcą zacząć tworzyć, czują się zainspirowane do dalszego działania. To sprawia mi wielką radość, że mogę być zachęceniem do pracy dla innych.
Czy utwory, które znalazły się na „Rejestracji”, były twoim wyborem?
Wspólnie z tatą tworzyliśmy listę piosenek, staraliśmy się dobrać repertuar tej płyty. Celem było znalezienie różnorodnych utworów. Cieszę się, że osiągnęliśmy to, co sobie zamierzyliśmy. Utwory są różnorodne, a ostatnia kompozycja pt. „Musisz komuś służyć” i jej przesłanie przemawiają do mnie najbardziej. Pierwszy raz miałam możliwość zagrać ten kawałek razem z Mate.o. Wtedy słowa tej piosenki zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dlatego to jest ostatni kawałek na płycie – jako podsumowanie. Chciałabym zostawić słuchaczy z pewną refleksją, nie tylko z muzyką, ale i z głębszym przekazem.
W utworze pt. „Tell You Who” pojawił się genialny wokalista, Junior Robinson. Znałem ten utwór w jego aranżacji. Co powiedział na Twoją propozycję?
Wszyscy artyści, którzy wystąpili na płycie, byli bardzo chętni i przychylni w tej współpracy. Junior oczywiście też taki był [uśmiech]. On jest niesamowicie pozytywnym człowiekiem. Gdziekolwiek się pojawia, wnosi wiele radości.
Jak wyglądała już sama praca nad utworami?
Bardzo dużo pomysłów i rozwiązań kompozycyjnych narodziło się w studio. Producentem płyty był mój tata, w większości były to jego pomysły, zarówno w kwestii muzycznej jak i aranżu. To sprawiło, że płyta nabrała koloru i kształtu. Jest on szczególnie ważną osobą w tym projekcie.
Czy jesteś zadowolona z efektu końcowego? Co dla Ciebie jest najważniejsze w pracy nad utworami?
Jestem zadowolona, choć oczywiście są rzeczy, nad którymi cały czas muszę pracować. Cieszę się, że ta muzyka jest właśnie taka i że miałam możliwość nagrania jej z wieloma wspaniałymi ludźmi, którzy pomogli mi ją upiększyć.
Według mnie muzyka to nie tylko odegranie jakichś poszczególnych dźwięków. Może to brzmi banalnie, ale muzyka nie jest najważniejsza. Równie ważne jest, aby umieć się otworzyć przed ludźmi, by mogli czerpać radość z mojego grania. Kiedy jest się na scenie, czasami czuje się ogromny strach i jako muzycy z tego powodu często zamykamy się w sobie. Chcemy wszystko zagrać jak najlepiej. Jednak najważniejsze jest przesłanie, które możemy przekazać poprzez dźwięki.
Dzięki Twojej płycie na nowo odkryłem cudowną, dawną pieśń pt. „Golgota”. Jest to zdecydowanie jeden z moich ulubionych utworów tej płyty. Pokazuje też Twoje wszechstronne zdolności.
Jeśli chodzi o „Golgotę” również mogę powiedzieć, że dla mnie to jeden z najważniejszych utworów. Poprzednie są raczej dynamiczne, a ten utwór maluje obraz tego, co wydarzyło się na Golgocie. Sam ten fakt ma dla mnie ogromne znaczenie.
A inspiracje muzyczne? Jesteś fanką Marcusa Millera czy Jaco Pastoriusa?
Chyba wszystkich naraz [śmiech]. Dużo też słucham kontrabasistów, takich jak Avishai Cohen, Chris Minh Doky czy Christian McBride. Ale oczywiście Marcus Miller czy Jaco Pastorius to podstawa. Można ich słuchać od rana do wieczora. Jeśli chodzi o moje gusta muzyczne, staram się nie zamykać na inne rodzaje muzyki. Jazz i blues to najbliższe stylistycznie mi gatunki, których słucham. Dlatego pierwszy utwór, jaki skomponowałam to właśnie blues („Sad and Happy Blues”).
Plany na przyszłość?
Najbliższe to na pewno muszę skończyć szkołę i zdać maturę. Trafiła mi się świetna klasa i niezwykła wychowawczyni, to również bardzo mi pomaga. Na dzisiaj nie mam ściśle sprecyzowanego pomysłu na siebie. Wiem, że wybór uczelni jest ważny, dlatego zastanawiam się nad różnymi opcjami. Z pewnością będą to studia muzyczne.
Bardzo dziękuję za rozmowę.