Jest taki okres w historii większości związków, zazwyczaj jeszcze przed małżeństwem – piękny, wyjątkowy, ożywczy. Jednocześnie kryje w sobie wiele niebezpieczeństw. Ujawniają się one często dopiero przy dłuższej znajomości, a z całą mocą wychodzą na jaw, kiedy już jesteśmy małżonkami. Dzieje się tak dlatego, że gdy jesteśmy zakochani, żyjemy w iluzjach, które dotyczą drugiej osoby, naszej relacji z nią, świata, który nas otacza, itp. Kiedy się poznajemy, chodzimy ze sobą, żyjemy gdzieś pomiędzy dwoma światami: realnym i pozornym, wyidealizowanym światem naszych wyobrażeń. Z tym że bliżej nam do tego drugiego.
Iluzja 1: testowanie związku
W oparciu o teorię testowania związku, w obecnej rzeczywistości związki powinny być trwalsze od tych, które tworzyli nasi rodzice czy dziadkowie. Większość młodych ludzi u progu wspólnego życia wychodzi z założenia, że partnera/partnerkę trzeba przed ślubem „przetestować” – tym tłumaczą swoją decyzję, aby jeszcze na długo przed zawarciem małżeństwa ze sobą zamieszkać. Ma to ich rzekomo uchronić przed popełnieniem błędu, przekonać, że do siebie pasują bądź nie, dowieść, czy są dla siebie odpowiednimi partnerami, także „w łóżku”. Rosnąca ilość rozpadających się związków przekonuje, że to przedmałżeńskie „testowanie” wcale nie przyczynia się do umacniania relacji. Wręcz przeciwnie – osłabia je i sprawia, że więzi traktowane są obecnie jako przejściowe, niestałe, ulotne. Iluzją jest przekonanie, że związek uda się przetestować poprzez wspólne mieszkanie przez rok czy nawet kilka lat. Prawdziwy egzamin czeka nas bowiem w każdym roku wspólnego życia, w wyzwaniach takich, jak pojawienie się dziecka, utrata pracy, choroba itp. Wiara, że nawet przez kilka lat życia w nieformalnym związku sprawdzimy jakość naszych relacji i potem możemy już spokojnie poślubić drugą osobę, przypomina raczej totalną wiarę w istnienie krasnoludków. A przede wszystkim nie jest to Bożym standardem.
Warto uświadomić sobie, że miłość ma charakter dynamiczny, a kolejne etapy związku są zupełnie do siebie niepodobne
Iluzja 2: on/ona nie ma żadnych wad
Kto z nas od czasu do czasu nie wraca pamięcią do okresu narzeczeństwa, kiedy wydawało się nam, że nareszcie trafiliśmy na naszą „drugą połówkę”. Byliśmy dla niej niemal idealni, ciągle słyszeliśmy, jacy jesteśmy niezwykli, ale my też nie dostrzegaliśmy u niej ani jednej rzeczy, którą chcielibyśmy zmienić. To, co po latach wspólnego bycia razem denerwuje małżonków w sobie nawzajem, w czasie zakochania było przedmiotem adoracji. Kiedy się zakochujemy, nie mamy wątpliwości, że poznaliśmy osobę bez wad. Po części można to wytłumaczyć faktem, że – zwłaszcza na początku związku – trochę przed sobą „gramy”, bardziej się staramy, udajemy lepszych, niż jesteśmy w rzeczywistości. Nasz wyidealizowany obraz drugiej osoby wynika też z samej istoty zakochania, które utrzymuje nas w nienaturalnym stanie podniecenia, uniesienia. Jednocześnie utrudnia nam prawidłowe postrzeganie rzeczywistości, zwłaszcza dotyczącej ukochanej osoby. Dlatego nawet jeśli bliscy, znajomi zwracają nam uwagę na coś niepokojącego w postępowaniu czy charakterze przedmiotu naszych ochów i achów, sygnały te wypieramy i nie traktujemy ich poważnie. Oczywiście iluzja stopniowo zostaje odsłonięta, kiedy po kilku miesiącach, roku, zaczynamy się orientować, że jednak nie mamy do czynienia z ideałem, że pojawiają się jakieś ryski na charakterze, drobnostki, które zaczynają nas już wtedy nieco denerwować.
Iluzja 3: my się nigdy nie będziemy kłócić
Kiedyś słyszałem opowieść o jednym ze związków w mojej rodzinie, w którym świeżo zakochani zapewniali wszystkich dookoła, że oni się nigdy nie będą kłócić. Ta żartobliwa historyjka uświadamia, że wiele młodych par na początku wzajemnych relacji żyje w ułudzie pełnej zgody. Oczywiście istnieją związki, w których próżno o sprzeczki i konflikty, ale dzieje się tak zazwyczaj wtedy, gdy jedna z osób jest w pełni podporządkowana drugiej: nie ma własnego zdania albo boi się je mieć, zawsze się zgadza, całkowicie rezygnuje z własnych pragnień, potrzeb, gustów. Nierzadko możemy obserwować w naszym otoczeniu pary sprawiające wrażenie bardzo zgodnych, ale pod maską harmonii kryje się dramat osób, które są w związkach nieszczęśliwe, bo pozostają całkowicie podporządkowane osobie dominującej.
Kluczem do sukcesu w związku nie jest dążenie do absolutnej jednomyślności, zgody, która w istocie jest zakamuflowaną dominacją jednego partnera nad drugim. Najważniejsze, by konfliktów nie traktować jako porażki, ale wiedzieć, jak postępować w sytuacji różnicy zdań. Jeden z podstawowych sposobów na minimalizowanie konfliktów polega na przewidywaniu wydarzeń i nieprowokowaniu sytuacji, które mogą prowadzić do nieporozumień. Błędem często popełnianym przez wiele par jest poruszanie bardzo trudnych problemów, kiedy jedna z osób jest zmęczona, źle się czuje, ma gorszy nastrój. Zamiast rozpoczynać dyskusję o tym, jak podreperować domowy budżet czy do jakiej szkoły posłać dziecko, należy przeczekać trudniejszy czas i po prostu wybrać lepszy moment na rozmowę o rzeczach tak złożonych.
Iluzja 4: zawsze będziemy tacy sami – „piękni i młodzi”
Kiedy zaczynamy się z kimś spotykać i traktować naszą relację poważnie, wydaje nam się, że zarówno my, jak i ta druga osoba nigdy się nie zmienimy. Jesteśmy dorośli i doskonale zdajemy sobie sprawę, że i ludzie, i rzeczywistość się zmieniają, ale i tak żyjemy w dziwnej ułudzie, że ukochana osoba za lat kilka czy kilkadziesiąt będzie niemal kopią tej osoby, którą niedawno poznaliśmy. To złudzenie pielęgnujemy w sobie szczególnie w okresie, który poprzedza małżeństwo. Co więcej, karmimy się też fikcją, że nasz związek za lat kilkanaście będzie wyglądał podobnie. Niby wiemy, że nie jest to możliwe, bo każdy okres w związku ma swoje prawa. Inaczej jest ze swobodnym czasem narzeczeństwa, inaczej z małżeństwem, gdy przyjmujemy już zobowiązania. A z czasem, gdy przychodzą na świat dzieci, wyzwań jest coraz więcej. Jednak w naszej podświadomości tkwi bardzo silna potrzeba zatrzymania pięknego czasu, w którym jesteśmy sobą zafascynowani, często oczarowani i inaczej postrzegamy świat. Tak bardzo chcemy, by nasz związek wyglądał tak, jak w tym pierwszym etapie, że nie dopuszczamy do siebie myśli, iż nasze relacje nie zawsze będą przypominały sielankę. To oczywiście nie oznacza, że będą gorsze. Może być wręcz przeciwnie.
Jeśli dojdziemy do przekonania, że drugiego człowieka nie należy „szyć na miarę” własnych pragnień, nasz związek czekają lepsze perspektywy
Iluzja 5: On/ona będzie taki/taka, jak ja chcę
Kiedy obserwuje się przykładowe małżeństwa z różnym stażem, można zauważyć pewną tendencję, która odróżnia związki o krótkim stażu od tych bardziej doświadczonych. W tych młodszych prym wiodą panie, które dążą do „przerobienia” swojego ukochanego, żeby pasował do ich własnych wyobrażeń o prawdziwym mężczyźnie. Młode dziewczyny mocno wierzą w powodzenie swojej misji i są święcie przekonane, że nie robią nic złego. To przecież oczywiste, że „skoro on mnie kocha, powinien się zmienić tak, jak ja chcę”. Ta iluzja polega przede wszystkim na dążeniu do tego, aby drugiego człowieka zmienić według własnych pragnień. Współcześnie wiele osób cechujących się postawą donkiszoterii, w nierozsądnym starciu z urojonymi przeciwnikami, walczy z pasjami, przyzwyczajeniami, a w skrajnych przypadkach z temperamentem ukochanej osoby, ponieważ wszystko to nagle zaczyna im przeszkadzać. Warto brać pod uwagę fakt, że temperamentu zmienić się nie da, a dorosłego człowieka przeprojektować jest niezwykle trudno. Jeśli się tego dokona, nierzadko on sam nie będzie sobą. Zacznie mu towarzyszyć poczucie, że jest kimś innym, będzie nieszczęśliwy i nie stworzy udanego związku. Uważa się, że to głównie kobiety przejawiają opisywaną postawę, jednak są związki, w których to mężczyzna próbuje na siłę zmienić kobietę.
Nawet najgorsza prawda jest lepsza on najpiękniejszego kłamstwa. Mimo to większość z nas choć raz w życiu pragnie nawet przez krótki czas zakosztować tych pięknych iluzji. Wszyscy dookoła podpowiadają, że okresu narzeczeństwa nie sposób powielić w życiu małżeńskim, że często zakochujemy się w wyidealizowanym obrazie osoby, a nie w realnym człowieku, że emocje bierzemy za prawdziwą miłość, że nie przyjmujemy prawdy o ukochanej osobie – ale my i tak się samooszukujemy, by nie rezygnować z jednego z najpiękniejszych etapów życia.
Warto uświadomić sobie, że miłość ma charakter dynamiczny, a kolejne etapy związku są zupełnie do siebie niepodobne. Życie w małżeństwie nie będzie lustrzanym odbiciem okresu, w którym żyjemy częściowo w oderwaniu od rzeczywistości, idealizujemy partnera i sam związek. Im szybciej zrozumiemy, że zmiany w nas samych i naszej relacji nie są przekleństwem, ale ciekawym wyzwaniem, tym lepiej. Dajmy ukochanej osobie prawo do bycia sobą, człowiekiem nie zawsze doskonałym. Nauczmy się z szacunkiem dyskutować zamiast krzyczeć na siebie. Jeśli dojdziemy do przekonania, że drugiego człowieka nie należy „szyć na miarę” własnych pragnień, nasz związek czekają lepsze perspektywy. Porzucenie iluzji jest konieczne, abyśmy z etapu beztroskiej zabawy dwojga ludzi przeszli na poziom dojrzałej relacji, pełnej miłości, która cierpliwa jest, łaskawa jest, […] nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą (1 List do Kor. 13:4, BT).