na-mozambickiej-ziemii

Na mozambickiej ziemi

Moja podróż do Mozambiku rozpoczęła się dokładnie 30 maja 2013 r. Powód wyjazdu był tylko jeden: Bóg właśnie tam chciał się ze mną spotkać. Pomyślałam, że jeżeli taka jest Jego wola, pomoże mi On także wszystko w tym kierunku zorganizować. Ja nie potrafiłabym przygotować tego wyjazdu, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się wyjechać samodzielnie w jakąkolwiek podróż.

Na mozambickiej ziemi

Pierwszego czerwca moja noga po raz pierwszy stanęła na spalonej słońcem mozambickiej ziemi. Po prawie 48-godzinnej podróży wylądowałam w kraju, który jeszcze do niedawna należał do najbiedniejszych na świecie. Sytuacja ekonomiczna nadal jest tam bardzo trudna. Jednak Bogu w niczym to nie przeszkadza: właśnie to ubogie państwo uczynił kolebką jednego z największych przebudzeń chrześcijańskich ostatnich lat.

Do Mozambiku przybyłam z przekonaniem, że zostałam tam posłana, aby nieść pomoc ubogim dzieciom mieszkającym w domach dziecka Iris Ministries. Tak nazywa się chrześcijańska organizacja misyjna założona przez Heidi i Rollanda Bakerów. Bardzo szybko zreflektowałam się jednak, że Boży plan dotyczący mojego pobytu w Mozambiku przerasta wszelkie moje oczekiwania i scenariusze…

W Mozambiku zobaczyłam cuda, jakich Bóg dokonuje każdego dnia

Za żywym Bogiem

Pierwsze zetknięcie z Mozambikiem było dla mnie szokujące pod każdym względem. Z powodu słabej znajomości języka angielskiego przed wyjazdem nie doczytałam informacji, że oprócz pomagania dzieciom jadę do Afryki, aby sama się uczyć! W szkole misyjnej, do której niespodziewanie trafiłam, poznałam 320 osób z całego świata, które postanowiły radykalnie pójść w swoim życiu za Jezusem. On działa w ich codziennym życiu i na wyjazdach misyjnych. Jest dla nich Bogiem realnym, obecnym tu i teraz. Bóg jest wszędzie taki sam, tak samo dobry i kochający: w Ameryce, w Europie i w Mozambiku.

Miałam wówczas dość znikome pojęcie o Bożej Obecności. Moje życie z Bogiem rozpoczęło się niecały rok przed wyjazdem. Wiedziałam, że Bóg „czasami” mówi do ludzi (w końcu powiedział mi, że mam jechać do Mozambiku). Traktowałam Go jednak jako kogoś, kto ingeruje w nasze życie tylko w kluczowych jego momentach. To właśnie w Mozambiku, na „końcu świata”, zobaczyłam, w jak wielkim byłam błędzie.

W Iris Ministries poznałam ludzi, którzy zdecydowanie powiedzieli Bogu „tak”. To sprawiło, że życie jednego narodu w niespełna 18 lat zostało całkowicie przemienione. Heidi i Rolland Bakerowie, posłuszni Bożemu wezwaniu, w 1995 r. postanowili poświęcić całkowicie swoje życie osobom najuboższym mieszkającym w Mozambiku. Bakerowie byli już wcześniej misjonarzami w Azji oraz Anglii. Zrozumieli, że Boże serce jest otwarte dla każdego, lecz szczególne miejsce zajmują w nim ci „najmniejsi”: biedni, chorzy, słabi, odrzuceni przez świat i ludzi.

Widziałam ludzi z odległych zakątków Mozambiku, którzy po obejrzeniu wyświetlanego przez nas filmu o Jezusie mówili: „Tak! Chcemy Boga, który tak kocha!”

Nauka z serca dziecka

Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Ew. Mat. 25:40b, BT). Te słowa, zapisane w Piśmie Świętym, są najlepszym obrazem tego, jak żyją i czego uczą Bakerowie. Głoszą Jezusa w słowach i w praktyce. W ciągu 18 lat założyli ponad 10 tys. kościołów w ponad 20 krajach. Prowadzą domy dziecka, realizują programy edukacyjne, opiekują się wdowami, budują szkoły. Jednak ich działalność nie ogranicza się do ram misji charytatywnej: w każde działanie włączona zostaje ewangelizacja – głoszenie Dobrej Nowiny o Jezusie. Dzieci z domów dziecka często nazywają Bakerów rodzicami. Nie pozostają anonimowe – każde z nich traktowane jest jak własne, rodzone. To właśnie te dzieci nauczyły mnie, że na świecie nie ma sierot, bo każdy z nas ma kochającego Ojca w Niebie.

Hojny dla spragnionych

Co dał mi Mozambik? Nie sposób wszystkiego wymienić. Pojechałam tam pełna dobrych chęci. Jednak moje ludzkie zamiary i ambicje szybko legły w gruzach. Z ludzkiego punktu widzenia po prostu zobaczyłam tysiące dzieci, które nie mają rodzin. Widziałam głodujących ludzi, pozbawionych wszystkiego tego, co w naszym europejskim świecie uchodzi za standard. Potrzebowałam doświadczyć swej bezsilności, aby w pokorze przyjąć, że ja sama nie jestem w stanie zrobić dla nich niczego. Jednocześnie Bóg pokazał mi z całą mocą, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. W Mozambiku zobaczyłam to, co wcześniej widziałam jedynie na filmach Darrena Wilsona – cuda, jakich Bóg dokonuje każdego dnia w życiu najuboższych tego świata. Widziałam niewidomych, którzy odzyskują wzrok, głuchych, którzy zaczynają słyszeć, kalekich, którzy odzyskują sprawność ruchową. Czułam, jakby Bóg mówił mi: „Nie obchodzi mnie to, że w oczach świata ci ludzie są skreśleni. Ja ich stworzyłem i kocham ich tak samo, jak kocham ciebie i wszystkich innych ludzi na tym świecie”.

„Chcemy Boga, który tak kocha!”

Widziałam ludzi z odległych zakątków Mozambiku, którzy po obejrzeniu wyświetlanego przez nas filmu o Jezusie mówili: „Tak! My chcemy takiego Boga! Chcemy Boga, który tak kocha”. I ten Bóg, którego my często traktujemy jako ideę lub element tradycji, przychodził do nich, objawiał im się i dawał im się cały. Łaska Boża w Mozambiku przybiera niewyobrażalne rozmiary. Zobaczyłam na własne oczy tę Bożą ekstrawagancję: znalazłam się wśród ludzi, przez których ręce Bóg czyni cuda wśród tych, którzy dopiero co o Nim usłyszeli! Bóg kocha nas wszystkich tak samo – z naszymi podziałami na kościoły, denominacje, z naszymi rozdziałami na biednych i bogatych – i tych w Mozambiku.

Zobaczyłam tysiące dzieci, które nie mają rodzin. To właśnie te dzieci nauczyły mnie, że na świecie nie ma sierot, bo każdy z nas ma kochającego Ojca w Niebie

Przed Bożą wielkością

W każdą niedzielę widziałam tysiące osób przychodzących do kościoła w Pembie – miejscowości, w której znajduje się główna siedziba Iris Ministries. Przybywali oni niekiedy z bardzo odległych miejsc, aby uwielbiać Boga, który okazuje im tak wielką miłość. Były tam tańce i śpiewy, uwielbienie i modlitwa. Wszystko to dla Jezusa, który tak bardzo ukochał ten najbiedniejszy kraj na świecie. Widziałam dzieci w różnym wieku, które potrafiły przez długi czas klęczeć z głową przy podłodze – one wiedziały, kim jest Bóg, do którego się modlą. Był to nie tylko ich dobry Tatuś, który zawsze z nimi jest, ale również Bóg wszechmogący, Stwórca tego świata i wszystkiego, co się w nim znajduje, przed którego majestatem nie sposób nie zgiąć kolan.

Paradoks: nic, a może wszystko?

Z czasem zauważyłam, że to, co z mojego ludzkiego punktu widzenia wydawało się szczytem beznadziei, było miejscem, w którym najpełniej objawiała się Boża łaska. Większość ludzi, do których dotarli misjonarze, nie była smutna, jak wydawało mi się na początku. Może i nie mieli oni tego wszystkiego, co my mamy, ale posiadali o wiele więcej: Boga, który objawiał wśród nich swoją łaskę i moc. Pismo Święte mówi: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Ew. Mat. 5:3, BT). Myślę, że tacy właśnie są ludzie w Mozambiku. Oni potrafią powiedzieć: „Oprócz Boga nie mamy nic, ale On wystarcza nam za wszystko”.

W osobistym doświadczeniu

Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych. Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców (1 List do Kor. 1:26b–27a, BT). Bóg zawstydził mnie w Mozambiku. Zobaczyłam, że Jego miłość nie zna granic. Sama doświadczyłam miłości, która wywróciła moje życie do góry nogami. Przed taką miłością trudno nie uklęknąć. Przed taką miłością trudno zamknąć swoje serce. O takiej miłości trudno nie mówić. Ta miłość jest dla każdego.

 

Aldona Filipek – w maju 2013 r. wyjechała na ponad dwa miesiące do Mozambiku, aby pomagać dzieciom ramach chrześcijańskiej misji Iris Ministries. Ta organizacja misyjna została założona przez Heidi i Rollanda Bakerów w celu wspierania najuboższych mieszkańców Mozambiku.
Podczas rozmowy z Michałem Olszańskim w radiowej Trójce, w programie pt. „Godzina prawdy”, Aldona powiedziała: „Miałam poczucie, że zaspokajam tylko własne potrzeby materialne i kompletnie nic mi to w życiu nie daje. Wiedziałam, że to nie jest ten smak życia, który chciałabym poczuć. Ten wyjazd zdecydowanie zmienił mój światopogląd”