Duchowe Mont Blanc - Radosław Siewniak

Duchowe Mont Blanc cz.II

Góry uczą, że każda wielka rzecz wymaga poniesienia kosztów i pokonania trudności. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe. Góry uczą rzeczy najtrudniejszej – pokonywania samego siebie. Nie zdobywasz góry, zdobywasz siebie. Wspinanie się po górach to nie pokonywanie gór, to pokonywanie samego siebie.

Trzy niebezpieczeństwa

We wspinaczce na Mont Blanc w szczególny sposób trzeba zwrócić uwagę na trzy rzeczy. Pierwsza to choroba wysokościowa – spowodowana brakiem adaptacji organizmu do warunków panujących na dużych wysokościach, gdzie spada dostępność tlenu w powietrzu ze względu na rozrzedzenie atmosfery. Objawy: ból głowy, zawroty głowy, ból brzucha, wymioty, omdlenia. Skrajnie: obrzęk płuc i obrzęk mózgu, które mogą doprowadzić nawet do śmierci. Choroby wysokościowej można uniknąć przez aklimatyzację – proces powolnego zdobywania wysokości, by organizm mógł stopniowo przyzwyczaić się do panujących warunków i uruchomić mechanizmy adaptacyjne. Złotą zasadą aklimatyzacji jest hasło: „Wspinaj się wysoko, śpij nisko”.

Drugim niebezpieczeństwem są szczeliny lodowcowe – to pęknięcia lub uskoki w lodowcu, tworzące się w wyniku pękania lodowca, spowodowanego przez jego ruch. Czasami szczeliny są widoczne, czasami zakryte niewielką ilością śniegu, co stanowi największe zagrożenie. Zasadą jest, że po lodowcu chodzi się zawsze związanym liną z partnerem. To może uratować nam życie.

Trzecim niebezpiecznym wyzwaniem jest Wielki Kuluar, zwany Kuluarem Rolling Stones (z ang. Kuluarem Spadających Kamieni), który położony jest pomiędzy schroniskiem Tête Rousse a Goûter. To miejsce, gdzie co jakiś czas spadają kamienie, bryły lodu, a nawet lawiny śnieżne. Spowodowane jest to słońcem, które roztapia śnieg, luzuje zamrożone kamienie. Niekiedy są one przypadkowo strącane przez znajdujących się powyżej wspinaczy. Jest to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w klasycznej drodze prowadzącej na Mont Blanc. W tym miejscu kask stanowi wyposażenie obowiązkowe. Taki kask, tutaj właśnie, uratował kiedyś życie mojemu znajomemu z Niemiec.

Gdy wspinałem się w Kuluarze i zobaczyłem spadający kilka metrów ode mnie kamień, przypomniały mi się słowa francusko-niemieckiego teologa i lekarza, Alberta Schweitzera: „Ten, kto zamierza czynić dobro, nie może oczekiwać, iż ludzie będą mu usuwać kamienie z drogi, ale musi być przygotowany na to, że mu je będą rzucać na drogę. Tylko ta siła, która, doznawszy tych przeciwności, stanie się wewnętrznie czysta i potężniejsza, może je przezwyciężyć”. Z kolei Elbert Hubbard, amerykański pisarz, powiedział: „Chcesz uniknąć krytyki – nic nie rób, nic nie mów i bądź nikim”. Każdy, kto podejmuje się jakiejś pionierskiej pracy, żyje pasją i zaangażowaniem, będzie obiektem ludzkich ataków. To jest pewne. Wielu pełnych pasji ludzi minęło się w ten sposób z powołaniem, które było nad ich życiem. Nie wytrzymali napięcia ze strony opozycjonistów. Ulegli presji. Jak się chronić przed krytyką, aby się nie załamać, nie wycofać z powołania, w którym mamy kroczyć? Doskonałym obrazem tego jest wspinaczka Kuluarem Spadających Kamieni. Potrzebujemy ochrony: w Kuluarze – kasku, a w życiu – zbroi Bożej: tarczy wiary, pancerza sprawiedliwości Bożej i hełmu zbawienia. Potrzebujemy budowania swojej wartości, pewności w Bogu, a nie na bożku ludzkich opinii.

Jak w niebie, tak i na ziemi

Atak szczytowy rozpoczęliśmy o godzinie trzeciej rano ze schroniska Goûter (3835 m n.p.m.). O tej porze – ponieważ w nocy i wczesnym porankiem śnieg jest mocno zbity i doskonale nadaje się do wspinaczki z użyciem raków. Popołudniem śnieg nagrzany słońcem jest łatwiejszy w schodzeniu, natomiast bardzo męczący przy podejściu. Po wejściu na lodowiec, patrząc w górę, zobaczyliśmy sklepienie nieba wypełnione blaskiem milionów gwiazd. Patrząc w dół, widzieliśmy dolinę Chamonix oświetloną dziesiątkami tysięcy światełek. Jakby niebo łączyło się z ziemią i ziemia z niebem. Cudowny widok! „Jak w niebie, tak i na ziemi”. Nasze zadanie to sprowadzanie nieba na ziemię, ponieważ jesteśmy obywatelami nieba. „Nasza ojczyzna jest w niebie” – napisał Paweł apostoł. Naszym zadaniem jest ukazywać charakter nieba: przebaczenie, miłość, pokój, Bożą Obecność, Jego zbawienie i uzdrowienie.

Chrześcijaństwo to wychodzenie na najwyższe „Góry Przemienienia” i jednocześnie schodzenie z nich, by służyć i kochać na nizinach codzienności

Światło rozjaśniające mroki

Nocą wychodziliśmy w temperaturze ok. –10°C. Popołudniowa droga wiodła w +10°C, przy bardzo mocno świecącym słońcu. W międzyczasie cudowny wschód słońca i jego promienie rozświetlające mroki. Słońce budzi góry! Góry powstają! W pewnym momencie kontrast szarości, bieli i żółci zatrzymał mnie, nie mogłem oderwać wzroku, pomimo że dłuższy przystanek o poranku na tej wysokości nie jest korzystny dla organizmu. Ostry, przenikliwy wiatr. Zimno. Moja przyjaciółka ładnie kiedyś powiedziała, że plan Bożego Królestwa to nie plan ewakuacji, ale plan inwazji. Ten wschód to była inwazja światła. Myślami byłem wówczas na innej górze, skąd wypłynęły słowa: Wy jesteście światłem świata (Ew. Mat. 5:14a, BT). W tych słowach Jezus udziela nam autorytetu i odpowiedzialności. Nie „bądźcie”, nie „starajcie się być”, ale „jesteście światłem świata”! Prorok Izajasz, jakby przeczuwając, że możemy mieć problem, aby żyć w ten sposób, jaskrawo i odważnie, kilka tysięcy lat wcześniej (sic!) napisał: Powstań! Świeć, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą (Ks. Izaj. 60:1, BT). Jesteśmy wezwani do tego, co słońce zrobiło z Alpami: zbudziło je ze snu. Góry powstały do życia. Mamy zbudzać ludzi ze snu. Kierować ku Temu, który wzbudza do życia.

Wąska droga

Na Białą Górę wchodzi się granią Bosses. To wyjątkowo wąska ścieżka, na szerokość jednej osoby. Nie przejdziesz przez nią w dwie osoby. Jej boki to strome zbocza spadające kilkaset metrów w dół na stronę francuską i włoską. Wąska ścieżka na Białą Górę. „Jakże wąska jest droga, która prowadzi do życia” – powiedział Jezus. Droga szeroka to po prostu urwisko prowadzące w przepaść. Jest jedyna droga do Ojca – droga przez Syna. Jedyna droga. W górach – jak w życiu – liczy się właściwa droga. Zagubienie drogi, wejście na drogi fałszywe, pobłądzenie – to pierwsze kroki do dramatu.

Wzajemne zaufanie

Na górę wchodziliśmy w czterech, związani liną. Musisz zaufać i tobie muszą zaufać. W ten sposób, jeśli wpadniesz w szczelinę lodowcową lub ujedziesz ze zbocza, dzięki związaniu liną ktoś może uratować ci życie – albo ty komuś. Mogą też wszyscy polecieć. Zależność! Niesamowita analogia potrzeby ludzi wokół nas, wspólnoty. Potrzebujemy siebie! Najważniejszy element sprawiający, że taka wspinaczka staje się bezpieczna, to lina, na której jest się zawieszonym, która asekuruje i chroni przed dramatem. Potrzebujemy takich lin w życiu. Dobrych, pewnych zabezpieczeń. Potrzebujemy takich towarzyszy drogi. Ludzi, którym możemy zaufać. Potrzebujemy ludzi, którzy, gdy odpadniemy od ściany, powinie nam się noga, coś napaskudzimy w życiu, wyjdą nam z pomocną dłonią. Jezus daje nam Kościół, abyśmy byli dla siebie nie kamieniem potknięcia, ale pomocą, wsparciem. Miej przy sobie ludzi, którzy dzielą z tobą pasję do Jezusa. Miej przy sobie ludzi, którzy są w służbie dalej niż ty – ucz się od nich. W ten sposób będziesz się rozwijał, aby służyć lepiej. Aby zajść dalej, wyżej.

Pragnienie

W południe stawiamy każdy krok w słońcu, w zapadającym się śniegu, co wzbudza ogromne pragnienie wody. Końcówka drogi powrotnej, kiedy już jej brakowało, a nogi coraz łatwiej zapadały się w śniegu, była ekstremalnym wysiłkiem z ekstremalnie dobrym Bogiem, którego Obecność jest nam potrzebna, podobnie jak łyk wody pozwalający żyć. Duch Święty – woda niosąca życie. Ezechielowy opis Ducha Świętego to opis źródła przemieniającego się w rzekę, która, czegokolwiek się dotknie, zamienia to w życie, daje życie. Taki jest Duch Święty. Chrześcijaństwo bez Ducha Świętego jest suszą w ustach, w sercu, w relacjach.

Strata poprzedzająca błogosławieństwo

Zaraz po zejściu z grani Bosses straciłem swój aparat fotograficzny. Dobry sprzęt z pięknymi zdjęciami. Poleciał w przepaść na stronę włoską. Ukłuło mnie to. Jednak ta strata stała się po jakimś czasie miejscem odbioru wyraźnego słowa od Boga: „W drodze do Mnie tylko Ja jestem ci potrzebny. Moja Obecność jest wystarczająca. Wszystko inne musisz pozostawić. Ja jestem wszystkim”. Kiedy On przemawia, już nic nie jest takie, jak było. Są chwile, kiedy coś nas uszczypnie, zaboli, boleśnie dotknie. Paradoksalnie w tych właśnie momentach możesz usłyszeć szept Pochylającego się, który ukazuje ci swą bliskość w sposób szczególny i intymny.

Inna perspektywa

Z Dachu Europy, bo tak nazywany jest Mont Blanc, z wysokości 4810 m rozpościera się widok na 300 km w każdą stronę. To inna perspektywa patrzenia na świat. Wolność! Na „górze” zrozumiesz wszystko – zobaczysz swoje życie z góry, przebytą drogę i to, jak On cię prowadził. Na „górze” poznasz Boga tak, jak sam zostałeś poznany. Na „górze” minie już zmęczenie, strach, ból, rozpacz.

Tu, na ziemi, spotkają cię rzeczy, których nie zrozumiesz, które cię zaskoczą, sparaliżują, na które będziesz mógł jedynie odpowiedzieć: „Nie rozumiem, ale niech mi się stanie według Twojego słowa”. Miejsce postawienia stóp na górze jest miejscem, w którym znajdziesz w każdym znaku zapytania, bólu i łzie doskonałe prowadzenie przez największego Przewodnika życia.

Nad burzami

Schodząc z Mont Blanc Wielkim Kuluarem, dowiedzieliśmy się, że poprzedniego dnia na tej wysokości przeszła burza i było mroczno. Jedna z osób zsunęła się i mocno poturbowała. Została odtransportowana helikopterem do szpitala. My natomiast, bazując w schronisku Goûter, nic nie wiedzieliśmy o burzy, chmurach, deszczu, bo wszystko rozgrywało się pod nami. Różne spotykamy burze w życiu. Czasami musimy przejść przez sam ich środek, ale jest też miejsce, w którym możemy być nad nimi.

Zmierzyć się z samym sobą

Wejście w Boże góry – w Bożą wizję dla ciebie – to miejsce wyjścia ze strefy bezpieczeństwa. Aby w tym miejscu stanąć, musisz zmierzyć się z sobą samym! Góry uczą pokory. Zwycięstwem nie jest wyjście na szczyt, choć tak mogłoby się wydawać. Zwycięzcą zostaje się dopiero na dole, kiedy ze szczytu się zejdzie – twój koniec życia. Kleją się do nas różne paskudztwa. Historia Saula, Salomona i wielu innych ludzi uczy tego. Dlatego w naszej drodze jesteśmy wezwani do przerabiania lekcji, „uczenia się cichości i pokory serca” od Tego, który zszedł z najwyższej góry, aby nam służyć. Chrześcijaństwo to wychodzenie na najwyższe „Góry Przemienienia” – doświadczania Bożej Obecności, Jego piękna, bliskości – i jednocześnie schodzenie z nich, by służyć i kochać na nizinach codzienności.

Ty, który jesteś Skałą

Tu, w drodze na szczyt, pokonujesz mnie. Uczysz, co to znaczy praca nad samym sobą. Tu uczysz rzeczy małych – kromki chleba i herbaty. Tu nabiera smaku modlitwa „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” i wiem, że wody żywej mi trzeba. Tu słowo „dziękuję” przenika duszę i trzewia. Tu mówisz o niezmienności swojego istnienia.

A kiedy związany jestem liną, która zabezpiecza moje życie – pokazujesz, że życie jest łaską. Tu uświadamiasz, że w tym dziwnym świecie sensacji, pozorności i zakładanych masek istnieją elementy i wartości stałe, niewzruszone. Istniejesz Ty, który jesteś Skałą. Kiedy staję na szczycie, widzę przestrzeń – rozległą, otwartą, tchnącą poczuciem wolności. „Ku wolności wyswobodził cię Chrystus” – mówisz do mnie. Nie przestawaj. Mów ciągle. Ja idę do Ciebie.