Nie ulega wątpliwości, że kredyt, podobnie jak wszystkie inne zobowiązania, należy spłacić. Co ważne, nie spłacamy tylko samej kwoty pożyczonego kapitału – ponosimy również dodatkowe koszty. Zanim więc zaciągniemy kredyt, warto sobie uświadomić kilka podstawowych prawd..
Czy stać mnie na ten kredyt?
Skoro nie udało się do tej pory zgromadzić wystarczającej kwoty pieniędzy, to przecież jeszcze trudniej będzie zebrać tę kwotę powiększoną o odsetki. Odłożenie danego zakupu w czasie i dokonanie go z oszczędności uchroni nas przed dodatkowymi kosztami i stresem. Czy więc zapożyczanie się jest konieczne? Czy na pewno dany zakup w tym momencie jest uzasadniony? Czy jestem gotowy na ponoszenie dodatkowych wyrzeczeń związanych ze spłatą kredytu? Czy znam wszystkie koszty oraz ryzyka kredytu? Czy mam wystarczające źródła spłaty kredytu? Czy pogodziłem się ze stratą wszystkich dóbr, które stanowią zabezpieczenie kredytu? To tylko kilka podstawowych pytań, na które trzeba sobie szczerze odpowiedzieć przed podpisaniem umowy kredytowej.
Uzależnienie od kredytodawcy
W przypadku zaciągnięcia kredytu jesteśmy uzależnieni od kredytodawcy. Nie wiemy, co przyniesie dzień jutrzejszy, a zobowiązujemy się przez dłuższy okres spłacać kredyt. W pewnym sensie jesteśmy więc zależni od kredytodawcy, zwłaszcza jeżeli coś pójdzie niezgodnie z założeniami. Pamiętajmy, że Bogacz panuje nad nędzarzem, lecz dłużnik jest sługą wierzyciela (Przyp. Sal. 22:7). Opóźnienie w spłacie raty może skutkować karami, wyższym oprocentowaniem, utratą ustanowionego zabezpieczenia kredytu i innymi nieprzyjemnościami. Biorąc te ryzyka pod uwagę, warto zadbać o to, by ewentualne kary były ściśle limitowane, a zabezpieczenie ograniczało się wyłącznie do przedmiotu kredytowania. Często jest to jednak niemożliwe i wtedy łatwo wpaść w pułapkę zadłużenia. Warto być wolnym i niezależnym, dlatego generalnie lepiej unikać kredytu – chociaż może się czasami zdarzyć, że aby być bardziej niezależnym, lepiej kredyt zaciągnąć.
Jeżeli zaciągamy kredyt na zakup mieszkania, a raty takiego kredytu są porównywalne z sumą, jaką musielibyśmy płacić za wynajem, to taki kredyt zwiększa naszą niezależność. Nawet jeśli regularnie płacimy czynsz, wynajmujący może przecież zmienić swoje plany i wymówić nam najem – w przypadku banku tego ryzyka nie ponosimy. Co więcej, po jakimś czasie, po spłacie kredytu, będziemy przecież właścicielami mieszkania. Pamiętajmy jednak, że dopóki nie spłacimy kredytu, nie mamy prawa do pełnego dysponowania naszym mieszkaniem – jesteśmy w jakiś sposób do mieszkania przywiązani. Nie tylko my mamy mieszkanie, ale także mieszkanie ma nas.
Na marginesie warto zauważyć, że kredyt nie jest jedyną umową, która nakłada na nas zobowiązania pieniężne. Czasami stajemy się zależni poprzez podpisywanie długoterminowych kontraktów, które w zamian za doraźne korzyści na długo nas wiążą. Mogą to być różnego rodzaju ratalne zakupy. Najbardziej chyba rozpowszechnioną obecnie formą takiego „ukrytego kredytu” są długoterminowe umowy abonamentowe na telefon czy telewizję satelitarną. Dostajemy odbiornik za złotówkę, ale zobowiązujemy się przez dłuższy okres płacić konkretny abonament. To także swego rodzaju kredyt. Zobowiązanie, jakie zaciągamy, musimy spłacać, nawet jeżeli zgubimy telefon albo na rynku pojawi się lepsza oferta. Zaciągnięte zobowiązanie ubezwłasnowolnia. Z drugiej zaś strony zaciągnięte zobowiązania mogą uczyć nas odpowiedzialności.
Cele kredytu
a) Kredyt konsumpcyjny
Ogólnie nasze wydatki można podzielić na konsumpcję oraz inwestycję. Zaciąganie kredytu dla zaspokojenia bieżących potrzeb konsumpcyjnych jest bardzo niebezpieczne. Skoro bieżące dochody nie wystarczają nam na pokrycie bieżących wydatków, tym bardziej mogą nam nie wystarczyć na pokrycie tych wydatków zwiększonych o koszty kredytu (odsetki). Na koniec może się więc okazać, że kredyt konsumpcyjny co prawda umożliwił nam szybszy dostęp do pożądanego przez nas dobra, ale w dłuższej perspektywie faktycznie ograniczył nasze możliwości konsumpcyjne, ponieważ część pieniędzy musieliśmy przeznaczyć na spłatę odsetek. W przypadku finansowania bieżących potrzeb za pomocą kredytu łatwo wpaść w pułapkę zadłużenia. Uchroni nas przed nią powściągliwość w konsumpcji i oszczędzanie. Zadajmy sobie pytanie: Czy to faktyczna potrzeba czy tylko pragnienie i zachcianka? Najlepszym sposobem na zwiększenie naszego potencjału zakupowego jest wzrost dochodów, a nie kredyt.
b) Kredyt inwestycyjny
Zaciągniecie kredytu inwestycyjnego nie jest już tak jednoznacznie negatywne. Jeżeli kredyt zwiększa nasz potencjał i możliwości służenia innym bardziej niż obciąża kosztami, a przy tym jest właściwie zabezpieczony, jego zaciągnięcie może być uzasadnione. Przykładowo, wspomniany wcześniej kredyt hipoteczny na zakup domu czy mieszkania jest de facto takim kredytem inwestycyjnym, gdyż uwalnia nas od konieczności wynajmowania mieszkania, a dodatkowo na koniec, po spłacie kredytu, stajemy się właścicielami nieruchomości.
c) Kredyt na działalność gospodarczą
Jeszcze klarowniejsza jest sprawa kredytu związanego z działalnością gospodarczą, a kredyt przeznaczany jest na cele mające większą dochodowość niż cena kredytu i ryzyko kredytowe jest mierzalne, ograniczone i akceptowalne. Kiedy taki kredyt jest racjonalnie zabezpieczony (najlepiej tylko na przedmiocie kredytowania), to nie tylko może, ale wręcz powinien być wykorzystany jako katalizator rozwoju naszych talentów.
Płynność finansowa
Płynność finansowa to zdolność do wywiązywania się z wymagalnych zobowiązań (spłacania ich) w terminie. Oprócz regularnych zobowiązań (np. czynsz, telefon, gaz) mogą pojawić się nieprzewidywane wydatki związane z chorobą, zdarzeniami losowymi itd. Powinniśmy mieć odłożone oszczędności, aby móc pokryć takie niespodziewane wydatki, ale nie zawsze mamy taki komfort. Wtedy trzeba sięgnąć do nadzwyczajnych źródeł finansowania. Dobrze jest, jeśli spodziewamy się w najbliższej przyszłości wpływu gotówki (np. mieliśmy wypadek i oczekujemy wypłaty odszkodowania) lub mamy jakiś majątek (samochód, działkę itp.), który można spieniężyć. Problem stanowi jednak brak czasu. Pieniędzy na spłatę zobowiązania potrzebujemy już teraz, a wpływu gotówki spodziewamy się za jakiś czas. W takim przypadku zasadne może być skorzystanie z krótkoterminowego kredytu. Koszt takiego kredytu może być mniejszy niż utrata wartości majątku sprzedawanego pod presją czasu. Zaciągnięcie kredytu poprawiającego naszą płynność jest jednak rozsądne tylko wtedy, gdy mamy pewność, że na czas otrzymamy środki na jego spłatę.
Kredyty walutowe
Dzisiaj już chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że zaciąganie kredytu w walucie innej niż ta, w której osiągamy przychody, to hazard. Nie otrzymując dochodów w danej walucie, osoba fizyczna praktycznie nie jest w stanie zabezpieczyć się przed wahaniami kursu walut i jest narażona na ryzyko – może osiągnąć zysk, ale może też ponieść dużą stratę. Osobiście kupując przed laty dom, zaciągnąłem kredyt we frankach. Zastrzegłem sobie jednak w umowie o pracę wypłatę odpowiedniej części wynagrodzenia w tej walucie. Ale gdy skończyły mi się dochody w walucie, przewalutowałem swój kredyt z franków na złotówki. Wielu znajomych, którzy w tym czasie zaciągali dużo tańsze kredyty frankowe, uważało mnie za dziwaka. Faktycznie, przez lata moje obciążenia złotówkowego kredytu były wyższe. Z dzisiejszej perspektywy jednak nie mam wątpliwości, że był to dobry wybór. bo moje zadłużenie jest niższe, niż byłoby w przypadku, gdybym nie dokonał przewalutowania. Na pewno przeżywałem też mniej stresu niż osoby narażone na konsekwencje wahań kursu franka.
Muszę przyznać, że często się zastanawiam, jakim prawem tzw. frankowicze (osoby zaciągające kredyt we frankach) żądają od budżetu państwa (czyli od innych podatników) pomocy w spłacie ich zadłużenia. Dlaczego wszyscy mają pomagać w rozwiązaniu problemu, w który wciągnął ich hazard? Zadaję to pytanie nie tylko z perspektywy osoby, która płaciła dużo więcej, bo nie zgadzała się na hazard, ale również jako samozwańczy trybun tych, którzy nigdy nie mieli zdolności kredytowej – których po prostu nie stać na własne mieszkanie. Wolałbym swoje podatki/dochody przeznaczać na pomoc bardziej potrzebującym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji nie z własnej woli.
Problem z zadłużeniem
Gdy z jakichś przyczyn pojawiają się problemy w obsłudze zadłużenia, konieczne jest jak najszybsze stawienie czoła nowym wyzwaniom. Najgorszą rzeczą jest brak reakcji, bierność, czekanie na cud i odkładanie trudnych decyzji albo (to chyba najgorsze) spłacanie długów poprzez zaciąganie nowych kredytów. To tylko na chwilę oddali od nas problem, ale na pewno go nie rozwiąże, a wręcz spowoduje jeszcze większe kłopoty.
Gdy nie stać nas na obsługę kredytu na mieszkanie kupione w czasach prosperity, miały miejsce jakieś losowe wypadki, spadły zarobki, a na horyzoncie nie widać konkretnych zmian na lepsze, trzeba reagować i dostosować styl życia do nowych warunków. Lepiej spieniężyć majątek i samemu sprzedać mieszkanie, zanim staniemy się niewypłacalni i mieszkanie zlicytuje komornik. Gdy takie kroki podejmiemy sami, z odpowiednim wyprzedzeniem, uzyskane wpływy będą większe, niż gdy w drodze licytacji zrobi to komornik; oszczędzimy sobie różnych opłat i stresu. Cóż, w takiej sytuacji trzeba się pogodzić z tym, że po prostu nie stać nas w tym momencie na taki dom, i być wdzięcznym, że przez kilka lat było nam dane się z niego cieszyć.
Często udział kredytu w zakupie nieruchomości jest bardzo wysoki (kiedy kredyt nie stanowi uzupełnienia oszczędności, ale główne źródło finansowania). Nie mając długich doświadczeń dotyczących rynkowych realiów, wielu optymistycznie zakłada, że wartość nieruchomości zawsze może tylko wzrastać. Historia gospodarcza pokazuje jednak, że nie jest to bezwzględnie obowiązująca zasada – kryzysy mogą przynosić spadki cen. Cykle koniunkturalne są naturalną cechą gospodarowania, opisaną już w czasach biblijnych. Kredyt hipoteczny może się dla wielu ludzi stać pułapką na całe lata. Dlatego trzeba odpowiednio szybko właściwie reagować na zmieniającą się rzeczywistość.