Kolejny powszechnie obowiązujący stereotyp jest mocno związany z tym pierwszym. Brzmi on tak: kwestia wiary to osobista, intymna sprawa. W związku z tym nie wypada o niej rozmawiać w pracy, na spotkaniach towarzyskich ani nawet na urlopie.
Te dwa stereotypy bardzo mocno blokują społeczeństwo przed osobistym poznaniem Boga. Tymczasem Jezus mówi prosto: Idąc na cały świat, głoście ewangelię wszystkiemu stworzeniu (Ew. Mar. 16:15). Kościół to wspólnota ludzi idących, nie siedzących. Kiedy idziemy, owszem, pojawia się pewne ryzyko, można się potknąć, przewrócić, pokaleczyć, poranić. Kiedy siedzimy, nie ma takiego ryzyka, ale wtedy przysypiamy i stajemy się ociężali.
Etap 1 – gotowość
Kiedy zaczynamy z pełną świadomością wierzyć w Jezusa Chrystusa, stajemy się powoli gotowi do mówienia o Bogu. Na tym etapie zaczynamy wyposażać się w wiedzę i doświadczenia. Przede wszystkim musimy wiedzieć, co mówić, a to wymaga poznawania Pisma Świętego i samego Boga. Potrzebujemy też nabrać przekonania, że Bóg oczekuje dzielenia się ewangelią, a nie zachowywania wiary na własny użytek. Kolejnym elementem jest zrozumienie, w jaki sposób można to robić, i wprowadzanie tego w czyn. W tym miejscu bardzo często blokują nas różne obawy przed wyjściem poza stereotypy. Najczęściej biernie czekamy, aż nadarzy się okazja i wystąpią sprzyjające okoliczności. To, co nas powstrzymuje, to lęk przed czyjąś oceną, zlekceważeniem lub wyśmianiem. Poniesienie tego ryzyka to jeden z pierwszych kroków na drodze wiary. Jezus powiedział: Każdego więc, który mię wyzna przed ludźmi, i Ja wyznam przed Ojcem moim, który jest w niebie; ale tego, kto by się mnie zaparł przed ludźmi, i Ja się zaprę przed Ojcem moim, który jest w niebie (Ew. Mat. 10:32–33).
Ewangelizacja wymaga poświęcenia czasu na uważne wysłuchanie drugiej osoby
Etap 2 – świadomość i aktywność
Kiedy nie chcemy już być „biernymi naśladowcami” Jezusa, zaczynamy świadomie szukać sposobności do podzielenia się ewangelią. Ludzie robią to na różne sposoby. Często próbujemy naśladować w tym innych, w praktyce jednak każdy musi znaleźć własną drogę. Kiedy wchodzimy w bezpośrednie relacje z ludźmi, szybko okazuje się, że nie znamy odpowiedzi na wiele pytań. Brakuje nam doświadczenia, w różnych sytuacjach nie wiemy, jak zareagować. Jednak i to może nas motywować do pogłębiania wiedzy i poznawania Boga. Szczęśliwy mąż, który […] ma upodobanie w zakonie Pana i zakon jego rozważa dniem i nocą (Psalm 1:1–2).
Etap 3 – jak i co mówić?
Kiedy mówimy o Bogu, ludzie zadają wiele pytań. Jeśli chcemy pomagać ludziom w ich problemach, musimy się rozwijać. Dobrze jest czytać nie tylko Biblię, ale także różne artykuły i książki, słuchać kazań, brać udział w spotkaniach, konferencjach. Przede wszystkim warto rozmawiać z ludźmi i analizować różne zagadnienia związane z wiarą. Ważne jest też budowanie relacji, z których możemy czerpać wiedzę i doświadczenie. Starajmy się również o dobre relacje z bliskimi osobami, w domu, w rodzinie, wśród przyjaciół. Rozmowy z ludźmi sprawiają, że nasze życie staje się pełniejsze.
To wszystko powoduje wzrost naszej wiary i samoświadomości. Zmusza do jasnego określenia swoich wartości i priorytetów. Jeśli chcesz pracować nad sobą, zacznij mówić o Bogu, a będziesz mieć silną motywację z zewnątrz. Dlatego zachęcajcie się wzajemnie i budujcie jedni drugich (1 List do Tes. 5:11, BT).
Etap 4 – weryfikacja własnego postępowania
Mówienie o Bogu to także nauczanie, czego Bóg od nas oczekuje, co jest dla Niego miłe, a co stanowi dla Niego obrzydliwość. Głoszenie ewangelii wymaga odwagi wobec ryzyka wyśmiania czy odrzucenia. Jeszcze bardziej bolesny może być zarzut hipokryzji, że sami nie postępujemy zgodnie z tym, co mówimy. Wystawiamy się więc na konfrontację naszej wiarygodności, uczciwości i spójności. Nasze poczucie własnej wartości może zostać dotkliwie zranione. Obawa przed taką oceną mocno blokuje nas przed dzieleniem się Dobrą Nowiną. Łatwo mówimy o tym, w czym jesteśmy dobrzy. Jeśli natomiast mamy problemy z nałogami, z pornografią, w zarządzaniu firmą, w relacjach ze współmałżonkiem czy w wychowaniu dzieci, nie mówimy o tym chętnie i o tym nie nauczamy. Dostosowanie najpierw własnego życia do tego, czego nauczamy, to najtrudniejsza, ale też najważniejsza część całego procesu wzrastania. Konsekwencją mówienia o Bogu są zmiany w nas samych, i to daleko idące.
Poznawanie Boga prowadzi nas do odkrywania, co jest dobre, a co złe. To z kolei powoduje podejmowanie konkretnych decyzji dotyczących sposobu życia
Obecny świat coraz bardziej się polaryzuje. Z jednej strony ludzie często zaprzeczają Bogu, wyznają światopogląd hedonizmu, materializmu i humanizmu. Z drugiej strony wielu bardziej świadomie wybiera wiarę w Boga i otwarcie propaguje wartości chrześcijańskie. W Piśmie Świętym znajdujemy liczne fragmenty, w których Bóg zapowiada, że w czasach ostatecznych antagonizm pomiędzy wierzącymi i niewierzącymi będzie coraz większy. Już nawet w Polsce nie możemy pozostać bierni wobec wprowadzanych przepisów dotyczących homoseksualizmu czy przemocy w rodzinie. Coraz częściej stajemy przed wyborami, które dotyczą podstawowych wartości chrześcijańskich. W społeczeństwie potrzeba głosu wierzących ludzi, którzy w sposób świadomy i zdecydowany będą opowiadać się po stronie Jezusa. Najbardziej wiarygodnym świadectwem jest nasze własne postępowanie, którego nie boimy się pokazywać innym ludziom.
Etap 5 – zbieranie owoców i korekta działań
W tym, co robimy, ważna jest informacja zwrotna: Jaki wywieramy wpływ na innych? Na ile jest to budujące i inspirujące? Czy przybliżamy ludzi do Boga? Dzięki temu wiemy, na czym mamy się koncentrować, co zmienić. Możemy wtedy weryfikować i korygować nasze postępowanie. Informacja zwrotna daje nam też motywację do dalszego działania. Wymaga ono otwartości na ludzi oraz poświęcenia czasu na uważne wysłuchanie drugiej osoby. W pierwszej kolejności uważnie słuchajmy samego Boga – tego, co do nas mówi i gdzie nas posyła. A niech każdy człowiek będzie skory do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu (Jakuba 1:19). Nasz proces wzrastania w wierze można przedstawić za pomocą czterech pytań: Czy wierzę w Boga? Czy wierzę Bogu? Czy ufam Bogu? Czy kocham Boga?
Czy wierzę w Boga?
Większość Polaków uważa się za ludzi wierzących, jednak wielu traktuje wiarę powierzchownie i formalnie. Czasami mówią, że są „wierzący, ale niepraktykujący”. Jeden z prezydentów powiedział nawet kiedyś, że jest praktykujący, ale niewierzący. To pokazuje absurdalność takiej wiary. To bardziej wiedza, że Bóg istnieje, niż wiara. Kiedyś mój znajomy powiedział, że nie wyklucza istnienia Boga, ale nie jest w stanie tego faktu zweryfikować. Taka postawa to ucieczka przed szczerą odpowiedzią samemu sobie na kluczowe pytanie: Jaki jest sens życia?
Jeśli zaś wierzy się w Boga i uznaje Go za swojego Pana, należy wiedzieć, co On do nas mówi i czego oczekuje. Bóg jest Stwórcą wszystkiego i nie chce, abyśmy żyli w Jego świecie w oderwaniu od Niego. Wiara wymaga zaangażowania i poznawania Boga: Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa (List do Filip. 3:8).
To, co robimy dla Królestwa Bożego, nie ma być nadrzędnym celem, ale skutkiem, owocem zaufania i miłości do Boga
Czy wierzę Bogu?
Mówiąc, że wierzymy w Boga, musimy określić, w co wierzymy. Bez poznania Jezusa i określenia, w co wierzymy, nasza wiara jest ślepa. Czy wierzymy, że to, co Bóg mówi, jest prawdą? Czy można to różnie interpretować? Czy wierzymy, że to, co czytamy w Biblii, jest prawdą? Boga można poznawać na różne sposoby: czytając Jego Słowo, słuchając ludzi, którzy mówią o Nim w kazaniach i przy innych okazjach. Poznajemy Boga także przez modlitwę, osobistą relację oraz czerpanie z doświadczeń innych. Poznawanie Boga prowadzi nas do odkrywania, co jest dobre, a co złe. To z kolei powoduje podejmowanie konkretnych decyzji dotyczących sposobu życia. W tych momentach trzeba rozstrzygać, czy wierzy się temu, co Bóg do nas mówi.
Czy ufam Bogu?
Kiedy poznajemy Boga, zaczynamy dostrzegać różnice pomiędzy logiką Bożą a ludzką. Nawet w ewangelizacji kierujemy się często skutecznością, efektywnością naszych działań. Ale Bóg wykorzystuje to, co robimy, w dowolny sposób. Czasami większy owoc przynosi rozmowa z jednym człowiekiem niż płomienne wystąpienie przed setką osób. Zaufanie Bogu daje wolność: „Zrobiliśmy, co do nas należało, tak, jak potrafiliśmy najlepiej. Bóg tego użyje”.
Po ludzku dane sprawy często można załatwić szybko i prosto. Ale czy akurat o to Bogu chodzi? Czy istotne jest rozwiązanie problemu własnymi sposobami? Nasze rozwiązania często odbiegają od Bożych standardów. A może najistotniejsze jest to, żebyśmy czegoś się nauczyli i doświadczyli? Potrzebujemy zaufania, że Bóg jest w stanie lepiej poprowadzić nasze sprawy niż my sami. On wie, co dla nas najlepsze. Dla Boga ważniejsze są nasza postawa i serce niż nasze działania i dokonania. To, co robimy dla Królestwa Bożego, nie ma być nadrzędnym celem, ale skutkiem, owocem zaufania i miłości do Boga.
Czy kocham Boga?
Czy kocham Boga tak wielką miłością jak najbliższe osoby: współmałżonka czy dzieci? Taka relacja wymaga zaangażowania sfery emocjonalnej, co u mężczyzn jest nieco trudniejsze. Nie da się jej wytłumaczyć i zrozumieć, trzeba jej doświadczyć i ją poczuć. Wiele rzeczy można uzgodnić, zapisać w postaci zakazów i nakazów, ale to zawsze będzie niedoskonałe. Miłość góruje ponad formalnymi zapisami. Postawa miłości do Boga daje możliwość podejmowania najlepszych wyborów. W sytuacjach, w których dochodzi do kolizji formalnych zasad z postawą miłości, odsłaniają się nasze prawdziwe motywacje i intencje. Z miłości do Boga będziemy w stanie zrobić bardzo dużo.
Mówienie o Bogu to proces ciągłego uczenia się. W tym roku nauczyłem się, żeby mówić o Bogu nawet wtedy, gdy popełnia się błędy, ponosi porażki i doświadcza niepowodzeń. Łatwo jest mówić, kiedy odnosimy sukcesy, ale milkniemy w czasie trudności. A przecież oparcie i siłę mamy mieć nie w swoich sukcesach, ale w Bogu.