Tym jest pierwsza miłość.
Wyznanie miłości Bogu przez współczesnego człowieka, np. w środkach masowego przekazu, z pewnością wywołałoby rozmaite reakcje: od zdziwienia, konsternacji, zażenowania w najlepszym wypadku, po wrogość i oburzenie w najgorszym.
Można się przyznać do miłości do ludzi, zwierząt, komputerów, sportu, samochodów, polityki. Można kochać swoje hobby, choćby nie wiadomo jak dziwaczne. Każda z takich fascynacji jest wytłumaczalna i zrozumiała. Ale jedna wydaje się anachroniczna, niedorzeczna i wstydliwa – fascynacja Bogiem.
Pierwsza miłość
Mówiąc o miłości do Boga, nie mam na myśli miłości do dogmatów wiary, religijnych praktyk, kościelnych wspólnot, bohaterów wiary czy świętych. Mam na myśli miłość do osoby, i to bardzo konkretnej.
Nie chodzi także o miłość do „jakiegoś boga”, bliżej niezdefiniowanej istoty duchowej, bytu o wielu twarzach i imionach. Jest jeden Bóg, którego znamy jako Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, ale też Boga i Ojca Jezusa Chrystusa. To Bóg niezliczonej rzeszy wiernych naśladowców, którzy poprzez swoją miłość do Niego wywarli ogromny wpływ na historię świata.
Czy można kochać kogoś, kogo nie widzimy, nie słyszymy, kogo fizycznie nie możemy dotknąć? Tym bardziej kogoś, kogo nie rozumiemy, a jedyne uczucie, jakie nam towarzyszy względem tej nieznanej istoty, to strach? To prawda, trudno kochać kogoś, kogo nie znamy, kto pozostaje dla nas obcy, kto jawi się jako istota surowa i niedostępna. Dlatego musimy odkryć na nowo, jaki jest Bóg. Nie ten, którego maluje religijna tradycja, płytka teologia czy zlaicyzowana kultura.
Największą potrzebą naszych czasów jest, moim zdaniem, zrekonstruowanie obrazu Boga jako dobrego Ojca
Dobry ojciec
Największą potrzebą naszych czasów jest, moim zdaniem, zrekonstruowanie obrazu Boga jako dobrego Ojca. I nie jest to, jak mógłby ktoś mniemać, zadanie tylko dla teologów. Tego zadania muszą się podjąć zwykli ludzie, którzy są gotowi stać się naocznymi świadkami Bożej miłości. Tylko świadectwo odbiorcy tej miłości będzie miało w sobie siłę perswazji i moc, by pociągnąć do niej innych ludzi. Religijna agitacja, bez względu na to, jaka ideologia jej przyświeca, z natury rzeczy jest odpychająca, jeśli nie towarzyszy jej głębokie i pełne pokory doświadczenie Boga, który powiedział o sobie, że jest miłością.
Chrześcijaństwo odeszło od swojego pierwotnego wzorca i to w sensie najbardziej zasadniczym. To odstępstwo dotyczy zaniechania w praktyce dnia codziennego miłości do Boga i drugiego człowieka. Te dwa przykazania miłości leżą u podstaw chrześcijańskiego przesłania. Pan Jezus zapytany o największe przykazanie odpowiada: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej i z całej myśli swojej (Mt 22:37). W chrześcijaństwie nie ma niczego ważniejszego niż kochać Boga. Z tego wywodzi się wszystko inne. Zaniedbanie tego przykazania prowadzi do zaniedbań w każdej innej dziedzinie naszego życia. Ponadto dobrze jest w tych słowach Jezusa dostrzec nie tylko przykazanie, ale również proroczą zapowiedź. Zarówno oryginał grecki, jak i wszystkie tłumaczenia nie używają tutaj trybu rozkazującego, ale wyrażają to przykazanie miłości w formie czasu przyszłego.
Źródło miłości
Słowa Będziesz miłował… przyjmuję więc nie tylko jako nakaz, ale również jako proroczą zapowiedź. Dlaczego jest to ważne? Dlatego, iż każdy z nas ma świadomość, jak niedoskonała jest nasza miłość do Boga. Jak dużo w niej niedojrzałości i jak bardzo jest utkana z ludzkich słabości. Musimy sobie zdać sprawę, że potrzebujemy Boga, by kochać Boga. Inaczej ugniemy się pod ciężarem tego wyzwania. Któż z nas jest w stanie kochać Boga sam z siebie, w dodatku z całego serca, całej duszy i wszystkich myśli? Czy zatem istnieje jakiś sposób na to, by temu sprostać? Widzę tylko jeden. Może się to stać tylko i wyłącznie wtedy, gdy uzmysłowimy sobie, jak bardzo Bóg nas kocha i w jak niewielkim stopniu, jeśli w ogóle, na tę miłość zasługujemy.
Prawdziwy obraz
Niebagatelne w tym procesie poznawczym jest też doświadczenie tej miłości na płaszczyźnie emocji. O takie pełne poznanie miłości modlił się właśnie apostoł Paweł słowami: I o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie (Flp 1:9). Czysto intelektualne przekonanie o Bożej miłości względem każdego z nas jest niezbędne, ale zupełnie niewystarczające. Potrzebujemy osobistego doświadczenia i objawienia, które pochodzi od Ducha Świętego.
Świadomość bezwarunkowej miłości Boga do człowieka dociera do nas bardzo powoli. Może się to wydać paradoksalne, ale jest w człowieku dużo wewnętrznych oporów, które nie pozwalają mu uznać prostej prawdy, że Bóg kocha nas miłością wieczną i niezmienną. Te opory są poniekąd zrozumiałe, gdyż żyjemy w bardzo niedoskonałym świecie, który wielokrotnie oferuje nam nieprawdziwy obraz miłości. Jeśli obraz miłości międzyludzkiej jest wypaczony, trudno oczekiwać, że wytworzymy prawdziwy obraz miłości Boga do człowieka. Paul Tournier, który przez ponad 50 lat prowadził w Genewie praktykę kliniczną jako psychiatra, napisał tak: „Od najdawniejszych czasów ludzie wymyślali sobie Boga, który obdarza ich uczuciem tylko wtedy, gdy są mu posłuszni, a który odmawia im miłości, gdy stają się winni. Obawa przed utratą miłości Boga – oto cały problem człowieka, oto cała psychologia. Nawet jeśli nie wierzymy w Boga, drżymy ze strachu przed utratą jego miłości”. Jeśli to prawda, świadomość miłości Boga do człowieka lub też jej brak staje się kwestią fundamentalną nie tylko dla naszego duchowego życia, ale także dla naszej psychiki.
Nie stawia warunków
Najbardziej klasycznym biblijnym przykładem ilustrującym bezwarunkową miłość Boga do człowieka, który w danym momencie w ogóle na nią nie zasługuje, jest historia Piotra wypierającego się Jezusa. Wspomnę kilka istotnych momentów tego zdarzenia. Jezus w proroczy sposób zapowiada zaparcie się Piotra, mówiąc: Zanim kur zapieje, ty zaprzesz się mnie po trzykroć (J 13:38). Ta zapowiedź wynikała z doskonałej znajomości ludzkiej natury. Słów Jezusa nie można interpretować inaczej niż jako ostrzeżenie Piotra przed konfrontacją z samym sobą, ze swoją słabością i niemocą. Piotrowi brakowało takiego poznania samego siebie. Był przekonany o swojej sile, niezłomności i wierności. Podstawą tej pewności siebie była subtelna forma pychy, w której nie pogodził się ze swoimi ludzkimi ograniczeniami i słabościami. Piotr był przekonany, że autentyczna gorliwość wystarczy, by oprzeć się pokusie grzechu, w tym przypadku wyparcia się relacji z Jezusem. Jeśli spróbujemy odczytać emocje, które towarzyszyły Jezusowi, gdy kierował te słowa do Piotra, to myślę, że przepełniony był miłością i miłosierdziem. Myślę, że Jezus modlił się, by po tym zdarzeniu Piotr nie zwątpił w Bożą miłość do niego i by przypadkiem nie doszedł do wniosku, że jest pełnym fałszu hipokrytą, niegodnym zaufania. Jezus zdawał się mówić: „Piotrze, nie jesteś w stanie mnie rozczarować, bo ja nie mam złudzeń co do ciebie. Wiem, że jesteś słabą istotą, jak każdy człowiek. Twoja prawdziwa siła i wartość wynikają z faktu, że bardzo kocham właśnie słabe i zagubione istoty. Możesz być silny tylko siłą mojej miłości do ciebie”.
Eksplozja miłości
Spotkanie Piotra i Jezusa po zmartwychwstaniu było świadectwem tej ogromnej, zupełnie niewytłumaczalnej z ludzkiego punktu widzenia miłości. Kiedy Piotr odpowiada na pytanie Jezusa, czy go kocha, mówiąc: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję (J 21:15), nie słyszy od Jezusa żadnych wyrzutów ani oskarżenia, że Piotr – po tym, co zrobił – nie ma moralnego prawa dalej twierdzić, iż kocha Jezusa. Reakcja Jezusa musiała być dla Piotra szokująca. Piotr zdawał sobie doskonale sprawę, że zasłużył na odrzucenie, pogardę i bardzo cierpkie słowa, o całkowitej utracie zaufania nie wspominając. A oto spotyka go miłość i współczucie. Pan Jezus, zamiast stracić do niego zaufanie, zleca mu opiekę na swoją trzodą, mówiąc: Paś owieczki moje. To zdarzenie było absolutnie przełomowe w życiu Piotra i jest proroczą zapowiedzią i proroczym przesłaniem dla każdego człowieka. Nie ma większej eksplozji miłości niż ta, gdy świadomi swojej ułomności i słabości, bo zawiedliśmy kogoś, na kim nam zależy, zamiast odrzucenia i pogardy otrzymujemy miłość. Nie słyszymy kąśliwych uwag o tym, jacy jesteśmy słabi i mało spolegliwi, a spotykamy się z bezwarunkową akceptacją. Jestem przekonany, że Piotr doświadczył w tamtym momencie ogromnej wewnętrznej przemiany, która dała mu siłę do kochania innych taką samą miłością, jakiej sam doświadczył.
Nasza reakcja
Trudno jest kochać Boga, jeśli nie jesteśmy wewnętrznie przekonani o Jego absolutnej miłości do nas. Nasza miłość do Niego pojawia się w reakcji na Jego miłość. Ta kolejność jest ważna, ponieważ przekonanie, że potrafimy kochać sami z siebie, to idea fałszywa i zgubna. Tak jak nieprawdziwa i złudna byłaby wiara, że Ziemia poradzi sobie bez Słońca jako źródła światła i ciepła. Miłość nie bierze się znikąd. Ktoś nas nią obdarza. Dlatego nie widzę ważniejszego fundamentu dla funkcjonowania każdej wspólnoty, w tym narodowej. Na próżno w swojej pysze i niezależności będziemy chcieli zbudować coś trwałego z pominięciem Tego, który sam jest Miłością.