przekaz wartosci w szkole

Przekaz wartości w szkole

Do pierwszego stopnia specjalizacji musiałam przeprowadzić kilkugodzinne zajęcia w obecności pani metodyk i dyrektora szkoły. Był to już ostatni z kilku etapów prowadzących do uzyskania pierwszego stopnia specjalizacji nauczycielskiej. Na samą myśl o tych zajęciach uginały się pode mną kolana. W porównaniu z nimi nawet zaliczenie 120-godzinnego kursu czy napisanie obszernej pracy zaliczeniowej było błahostką. Lekcje pokazowe miały bowiem być takimi nie tylko z nazwy – oczekiwano, by osoba starająca się o specjalizację podczas zajęć wręcz zabłysła.

A najważniejsze…

Kilka tygodni myślałam i wdrażałam pomysły: mnóstwo pomocy, ciekawe zagadki, kolorowanki, nauka ludowej piosenki (granej przeze mnie osobiście), nakrapianie jajek woskiem, zespołowe robienie wielkanocnej ozdoby – to tylko kilka elementów lekcji, którą przygotowałam. Do tego bardzo metodyczny konspekt zajęć, sala pięknie wiosennie przystrojona, a na parapecie rzeżucha wyhodowana przez uczniów. Mimo to miałam mnóstwo obaw i wątpliwości. A jeśli się skompromituję przed panią metodyk, która jest niezwykle kompetentnym fachowcem? Co będzie, jeśli dzieci się stremują? Jak mogę je przygotować? Muszę uczciwie przyznać, że lekko panikowałam. Wtedy moja młodsza siostra, która często „stawia mnie do pionu”, powiedziała: „Nie martw się, nawet jeśli ci coś nie wyjdzie. Dzieci nie udają – metodyk pozna, czego ich nauczyłaś przez dwa lata. A nauczycielem jesteś takim, jakim jesteś człowiekiem…”.

To, kim się stajesz

Tamto mądre zdanie pamiętam doskonale do dziś. Wiele razy mogłam doświadczyć jego trafności: takim jestem nauczycielem (a ktoś inny lekarzem, sprzedawcą, mechanikiem, fryzjerem, księgowym), jakim jestem człowiekiem. Jeśli jestem niekompetentna, leniwa, niesumienna, ujawni się to prędzej czy później. Bo ileż można grać? Udawać, że jest się solidniejszym, pilniejszym, mądrzejszym? Kariera na miarę Nikodema Dyzmy zdarza się tak rzadko, że kręcą o niej filmy. Jeśli ktoś udaje lepszego czy bardziej kompetentnego niż jest w rzeczywistości, prędzej czy później straci poważanie, a może nawet stanowisko. Dlatego im lepszym człowiekiem się staję, tym wartościowszym jestem również pracownikiem. Moje emocje, poglądy i wartości rzutują na to, jak odnoszę się do uczniów, pacjentów, klientów czy kolegów w pracy.

Nauczycielem jesteś takim, jakim jesteś człowiekiem

Wartości, które przekazujemy

Moja wiedza jako nauczyciela określa to, czego nauczę uczniów. Mój system wartości decyduje o tym, jakie wartości moralne przekażę podopiecznym. Dlatego właśnie powstaje coraz więcej szkół chrześcijańskich, których celem jest nie tylko – jak w szkołach powszechnych – stworzenie dzieciom warunków do integralnego rozwoju we wszystkich sferach (intelektualnej, społecznej, emocjonalnej, duchowej i fizycznej), ale także przekaz biblijnych wartości. Rodzice pragną, by ich dzieci były wychowywane przez ludzi, którzy kierują się tymi samymi zasadami co oni. Tak aby charakter ich dzieci był kształtowany zgodnie Bożym Słowem. Aż chciałoby się posłać dziecko do takiej szkoły lub samemu w niej uczyć!

Są to piękne założenia, ale niestety taka forma edukacji obejmuje tylko kilka procent dzieci w Polsce. Rodzą się więc pytania: Co mogą zrobić uczniowie, których rodziców na taką szkołę nie stać? Co mogą zrobić rodzice i nauczyciele, którzy takiej szkoły nie mają w pobliżu? Czy to mnie, nauczyciela szkoły powszechnej, zwania z obowiązku wpajania dzieciom ponadczasowych wartości moralnych opartych na autorytecie Pisma Świętego? Jeśli państwo, a zatem i szkoły, są z założenia świeckie, jak mam przekazywać wartości oparte na dekalogu? Jak mam pokazać Jezusa, jeśli o Bogu nie powinnam mówić wprost? Czy będąc nauczycielem powszechnej szkoły mogę uważać, że w takim razie nie muszę, a nawet nie powinnam kierować się wartościami przekazywanymi przez Biblię?

Wpływ na naród

Jeśli jakiś nauczyciel sądzi, że praca w szkole powszechnej zwalnia go z wierności względem własnych wartości chrześcijańskich, a nawet obliguje do świeckiej postawy, jest w ogromnym błędzie! O tym traktuje biblijna Księga Estery. To niezwykła opowieść o zwykłej dziewczynie, która została perską królową, a dzięki temu przyczyniła się do uratowania narodu izraelskiego przed zagładą. Sama jedna, otoczona złymi i mściwymi ludźmi, w obcym środowisku, wspierana tylko potajemnie przez swojego stryja Mordochaja, zmieniła bieg historii. Z sytuacji z pozoru bez wyjścia Bóg wyprowadził swój lud z triumfem! Bóg? Przecież w tej księdze imię Boga nie pada ani razu! A jednak… Estera działała z rozkazu i według planu dokładnie opracowanego przez Boga. Była Mu posłuszna, nie wypowiadając nawet Bożego imienia. Swoim postępowaniem zapraszała Jego obecność do konkretnych sytuacji.

Sól, która nadaje światu smak

Ciocia mojego męża przypominała za każdym razem swojemu wnukowi, gdy wychodził z domu: „Pamiętaj, żebyś był świadectwem Bożych wartości”, a gdy wracał – pytała: „Czy byłeś tam świadectwem?”. Nie trzeba cytować wersetów z Biblii, nie trzeba wygłaszać kazań, żeby być świadkiem Jezusa! Czasem – a właściwie zawsze – nasze czyny, nasze reakcje mówią więcej niż słowa. Ktoś powiedział: „Nie mów o Bogu, dopóki ludzie nie zapytają. Ale żyj tak, żeby zapytali”.

Dlatego jako nauczycielka, stolarz, murarz, malarz, pielęgniarka, sprzedawca, gospodyni domowa (wstaw właściwe), mogę być świadectwem o Jezusie, nie mówiąc o Nim nawet słowa, za to pokazując Go swoim życiem! To samo pytanie powinien sobie zadać każdy z nas: Czy pokazuję Jezusa – w pracy, w domu, w sklepie, na urlopie? Świeckie, a nawet nieprzyjazne środowisko nie może być dla nas wymówką. Czy Jezus kiedykolwiek powiedział, że oddzieli nas od tego świata? Nie. On powiedział: Wy jesteście solą ziemi (Ew. Mat. 5:13). To my mamy nadawać smak, ton, barwę naszemu środowisku, niezależnie od tego, w jakim miejscu mieszkamy i pracujemy.

Królowa Estera ryzykowała życiem. My nie jesteśmy w tak dramatycznym położeniu. Ale tak samo jak ona nie musimy się bać i powinniśmy być świadectwem. Słowa, jakie Mordochaj powiedział Esterze, mają i dzisiaj głęboki sens: Bo jeśli ty w takim czasie będziesz milczeć, ratunek i ocalenie dla Żydów przyjdą skądinąd, lecz ty i dom twego ojca zginiecie. Kto zaś wie, czy godności królewskiej nie osiągnęłaś właśnie na taki czas, jak obecny? (Ks. Est. 4:14). Możemy być pewni: fakt, że znajdujemy się właśnie w takim miejscu pracy, nie jest przypadkiem, ale był ujęty w Bożym planie. W miejscu, w którym Bóg nas postawił, jesteśmy przez Niego powołani, by mówić o Jezusie swoimi czynami i stylem życia.