Strona główna Artykuły Numery 2013/3 (jesień) Miejsce dla wartości w świecie prawniczym
miejsce dla wartości

Miejsce dla wartości w świecie prawniczym

Z prawnikami: Sylwestrem Nowakowskim i Piotrem Sławkiem rozmawia Malina Kucharska

Malina Kucharska: Praca w wymiarze sprawiedliwości uchodzi za lukratywne zajęcie, daje też sporą satysfakcję intelektualną. Czy jako prawnikom przyświeca Wam także jakiś inny cel?

Sylwester Nowakowski: Pragniemy wpłynąć na poprawę losu osób, które spotkało nieszczęście, i tych, które borykają się z różnego rodzaju problemami prawnymi.

Piotr Sławek: W ostatnich latach w naszej kancelarii dominują sprawy związane z pomocą ludziom, których bliscy zginęli w czasie działań wojennych lub w katastrofach lotniczych. Do każdej sprawy podchodzimy indywidualnie. Poza typową obsługą prawną z wieloma z tych osób udało nam się nawiązać relacje. Staramy się zbudować zaufanie.

SN: To jest motto naszej kancelarii. Wiemy, że to nie takie proste, by zaufać komuś w trudnych okolicznościach. A zaufanie jest podstawowym elementem relacji między prawnikiem i klientem.

 

W jaki sposób udaje się Wam zdobyć to zaufanie? W środowisku prawniczym wartości moralne i autentyczna pomoc potrzebującym chyba nie zawsze są stawiane na pierwszym miejscu?

SN: Tak, to prawda. Widząc mankamenty środowiska, bardzo szybko uznaliśmy – zgodnie z tym, co sami wyznajemy – że musimy przekroczyć powszechnie przyjęte zasady i zmienić je na korzyść poszkodowanych. Postanowiliśmy, że nie będziemy rozpoczynać współpracy od kwestii finansowych. W pierwszej kolejności staramy się dokonać szczegółowej analizy, która odpowie, czy w ogóle jesteśmy w stanie pomóc. Najpierw sprawdzamy, czy aktualne prawo stwarza jakąkolwiek możliwość uzyskania pomocy dla danej osoby.

PS: Ten sposób prowadzenia przez nas działalności jest przemyślany. W branży wszyscy mecenasowie mają zbliżony poziom wiedzy. Wynieśliśmy ją ze studiów, z aplikacji i praktyki zawodowej. Znamy przepisy, orzecznictwo. Jednak chcemy, by podejście do klienta wyróżniało nas i wnosiło nową jakość. Liczy się to, jak traktujemy człowieka, który nam zaufał.

SN: Mówimy, w jakim kierunku postępujemy, co chcemy osiągnąć. Dbamy, aby klient miał pełną wiedzę na wszystkich etapach sprawy. Każdą rodzinę, osobę traktujemy z empatią. Sprawy, które prowadzimy, są związane z wielkim bólem, krzywdą. Musimy więc być ludźmi, którzy poza paragrafami i suchą wiedzą zaoferują też zrozumienie. To przynosi owoc. Zrealizowaliśmy kilka bardzo dużych projektów ogólnopolskich i prowadzimy kolejne. Mamy także świadomość olbrzymiej odpowiedzialności.

 

Reprezentujecie osoby, które straciły mężów lub ojców. W jednym z Psalmów król Dawid nazwał Boga ojcem sierot i opiekunem wdów. Boże prawo ustanowione w Izraelu otaczało sieroty i wdowy szczególną troską. Dziś ta grupa społeczna wydaje się niedostrzegana…

SN: Dbanie o sieroty i wdowy było jednym z elementów polityki starożytnego państwa Izrael i narodu żydowskiego. Interesujące, że miało to miejsce tysiące lat temu. W Polsce od trzech lat budujemy praktycznie od zera system ochrony dla tych grup pokrzywdzonych. Są ludzie, którzy w wyniku śmierci osoby najbliższej mają problem z zaspokojeniem podstawowych życiowych potrzeb. Wskazuje to na niezbędność budowania ochrony prawnej dla wdów i sierot. Cieszymy się, że w pewnym stopniu możemy w takim dziele uczestniczyć.

 

Czy czujecie w tym trudnym przedsięwzięciu, że Bóg Was wspiera?

PS: Tak, wiele razy. Czasem okres pomiędzy zgłoszeniem roszczeń a rozstrzygnięciem sprawy nie jest długi, jednak niektóre projekty są bardzo rozciągnięte w czasie. Zanim zapada pozytywna decyzja, wiele razy spotykamy się z odmową. Bywało, że co tydzień jeździliśmy do Warszawy w celu zawarcia ugody w sądzie, jednak nie dochodziła ona do skutku. Mieliśmy oczywiście poczucie zawodu, porażki. Jednak już w drodze powrotnej byliśmy na nowo zachęceni. Nie byłoby to możliwe, gdybyśmy nie wierzyli w Boga i nie mieli w Nim wsparcia. To On daje nam siłę, żeby iść do przodu.

W październiku 2011 r. minister obrony narodowej zorganizował spotkanie dla rodzin poległych żołnierzy. Zaproszono na nie także nas. Minister chciał usłyszeć opinie i wnioski przedstawicieli rodzin ofiar. Każdy miał możliwość wypowiedzenia się. W pewnym momencie minister zabrał głos i oświadczył, że przyjmuje wnioski, które kierowaliśmy, i świadczenia zostaną wypłacone. Dla nas to było coś nieprawdopodobnego! Byliśmy bardzo zaskoczeni. Dziękowaliśmy Bogu za to, że tak nas poprowadził. Od razu wiedzieliśmy, że zawdzięczamy to Bogu.

SN: Kolejność zdarzeń jest następująca: ktoś wnosi sprawę (bywa, że grupa osób wnosi kilkadziesiąt spraw). My, ufając, że prawo jest dla ludzi, staramy się przygotować wszystko pod względem prawnym. Najtrudniejszym elementem jest oczekiwanie na decyzję z drugiej strony. Negocjacje często trwają bardzo długo. Wymaga to od nas wiele cierpliwości.

 

Mądrość pochodzi od Boga. I to jest dla nas najważniejsze – żeby tę mądrość w danym momencie od Niego otrzymać

 

Osiągnęliście duży sukces. Czy Wasze działania, poza uzyskaniem pomocy dla potrzebujących, przynoszą jakieś szersze rezultaty?

SN: Nigdy nie przypuszczałem, że w ciągu 15 lat wspólnej pracy w sferze wymiaru sprawiedliwości będę miał takie niesamowite doświadczenia. Zmiany, które poniekąd stanowią skutek przyjęcia przygotowanych przez nas wniosków, są ogromne. Od momentu, w którym udało nam się pozytywnie przeprowadzić większe projekty ogólnopolskie, wzrosła ochrona prawna dla osób poszkodowanych. Zwiększyła się także świadomość prawna obywateli, wzrosły kwoty świadczeń. Możemy tu mówić o dużym sukcesie. Owoce są wielorakie.

 

Jak to się stało, że prowadzicie głośne, medialne sprawy?

SN: Zgłosiła się do nas pewna wdowa, której mąż zginął w katastrofie. Zaczęło się od jednej osoby. Nie mamy żadnych ukrytych ścieżek. Po prostu uczciwie przedstawiliśmy sprawę, nie żądając wynagrodzenia już na starcie, bo najważniejsze jest, żeby w ogóle pomóc.

PS: Mieliśmy też zaufanie do Boga. Sami zapewne nie podjęlibyśmy się tej sprawy w ten sposób. Ludzki model postępowania jest taki, żeby najpierw zagwarantować coś dla siebie, a potem merytorycznie zająć się sprawą klienta. Zadziałaliśmy odwrotnie. Pomyśleliśmy, że jeśli klienci będą zadowoleni z naszej pracy, odwdzięczą się nam poprzez wypłatę wynagrodzenia. I rzeczywiście tak się stało, nie pomyliliśmy się. Poza tym zadowolony klient przyprowadza kolejnych.

 

Czy często zdarzają się Wam tak nietypowe, a zarazem trafne pomysły?

SN: Szukamy pomysłów. Każdy z nas jest inny i przedstawia inne pomysły. Zostają tylko te, które obaj zaaprobujemy i co do których zgadzamy się, że będą właściwe w danym momencie.

PS: Staramy się, by pokora była naszym priorytetem. Zdajemy sobie sprawę, że otrzymujemy inspirację z zewnątrz, od Boga. Nie chcemy eksponować własnej siły, przebiegłości, mądrości. Pragniemy z pokorą podchodzić do każdej sytuacji. To pozwala ustrzec się przed różnymi błędami, przed wejściem w sprawy, które może byłyby nawet intratne, ale z dłuższej perspektywy mogłyby nam zaszkodzić.

 

To wymaga sporej wiedzy, ale także wiele mądrości. Skąd je czerpiecie?

SN: Wiedza jest znana wielu prawnikom i pochodzi od ludzi. Mądrość pochodzi od Boga. I to jest dla nas najważniejsze – żeby tę mądrość w danym momencie od Niego otrzymać. Do tej pory udało się rozwiązać wiele problemów. Nasze propozycje nie idą w kierunku konfrontacji. Są propozycjami ugodowymi, poszukiwaniem rozwiązania trudnych spraw poprzez dialog. Uważamy, że to właściwsze podejście niż konfrontacyjne dochodzenie swych roszczeń.

 

To chyba także oryginalny styl jak na prawników…

SN: Być może to rzadkość. Jednak moim zdaniem najlepszym argumentem, jakiego może użyć prawnik, jest prawda. Uważamy, że sytuację najlepiej przedstawić tak, jak ona w rzeczywistości wygląda. W żadnej ze spraw nie padło z naszej strony ani jedno słowo, które musielibyśmy wycofywać czy za które musielibyśmy przepraszać. Po prostu wszystko jest oparte na prawdzie. Co może być zaskakujące – prawda jako argumentacja w rozmowie jest w dzisiejszych czasach najczęściej odrzucana. Dla nas stanowi ona punkt wyjścia. Potem dopiero całą sytuację rozpatrujemy pod kątem prawnym.

 

Czy w sytuacjach różnych katastrof, np. lotniczych, udaje się uzyskać dla rodzin takie same świadczenia?

SN: Tak. Jednym z celów prowadzonych przez nas negocjacji było to, aby nie naruszano zasady równego traktowania obywateli. Śmierć osoby najbliższej to dla rodziny tragedia bezsporna. Na polu negocjacyjnym wiele uzyskaliśmy, proponując rozwiązania, nie narzucając ich.

Inspirują nas biblijni bohaterowie. Ludzie, którzy przechodzili rozmaite doświadczenia i wiedzieli, że Bóg ich nie opuści. Tak samo i my – „nawet jeśli idziemy ciemną doliną, nie lękamy się”. Z jednej strony cieszymy się zaufaniem klientów i czujemy się za nich odpowiedzialni. Z drugiej często napotykamy opór biurokracji, różne przeciwności. Czasami czujemy się trochę jak biblijna wdowa: kołatamy do drzwi sędziego tak długo, aż druga strona stwierdzi: „Dobrze, zajmę się tym”. Kołatamy wielokrotnie. Trzeba pamiętać, że poza dużymi sprawami mamy też mniejsze, tak samo trudne dla każdej konkretnej osoby. Pojedyncze sprawy są bardzo ważne, choć może nie tak medialne.

 

Jakie sprawy obecnie prowadzicie?

PS: Zajmujemy się sprawami związanymi z katastrofami lotniczymi, a w najnowszym projekcie ruszamy ze sprawą roszczeń żołnierzy, którzy zostali poważnie ranni w Iraku, Afganistanie lub byłej Jugosławii. Nie są to łatwe kwestie.

SN: Cały czas pojawia się problem nierównego traktowania.

PS: Ci ludzie mają przecież na utrzymaniu rodziny i chcemy o nich walczyć. Reprezentujemy także rodziny policjantów, którzy zginęli na służbie. Przychodzą do nas osoby z całej Polski, nie znając nas. Wiedzą o nas tylko to, co usłyszały czy przeczytały.

SN: To przywilej, że ktoś nam ufa. Zawsze badamy sprawę szczegółowo i musimy widzieć przynajmniej cień szansy na pozytywne rozwiązanie. Wszystko, co robimy, musi wynikać z wewnętrznego przekonania. Stosujemy wartości, które pozwalają nam przede wszystkim być uczciwymi względem siebie i innych.

 

Co pomaga w takim podejściu?

SN: Chcielibyśmy, aby młode pokolenie czuło się zainspirowane tym, że można coś zmienić na lepsze. Trzeba do tego podejść z wiarą. Gdyby zabrakło nam wiary, zapewne wycofalibyśmy się w jakimś momencie.

PS: To wymaga bardzo dużo wytrwałości. Przykładowo: jedziemy przez 5 godz. do Warszawy, potem 5 min trwa posiedzenie w sądzie, na którym nie dochodzi do ugody, i znowu 5 godz. drogi powrotnej. Cały czas zastanawiamy się, co można zrobić, żeby pomóc danej osobie…

SN: …Aż po wielu sprawach otwierają się drzwi, do których pukaliśmy bezskutecznie, i następuje przełom! Tego doświadczamy i cieszymy się, że możemy być cząstką tych działań. W naszym odczuciu są to ewidentne cuda. To odpowiedź, że mamy wierzyć i ufać Bogu. A wszystko inne jest w Jego rękach.

 

Bardzo dziękuję za rozmowę.