Strona główna Artykuły Numery 2014/4 (zima) Osądy, pod którymi chcemy podpisać Boga
download2

Osądy, pod którymi chcemy podpisać Boga

Jezus przyszedł nie po to, by utrudnić nam życie, nakładając prawa, których nie będziemy w stanie wykonać. On przyszedł, aby w przekazie miłości dać nam wolność. Ewangelia, którą nam przyniósł, nie opiera się na żadnej skali grzeszności. Każdy grzech jest traktowany tak samo. Jednak dla Boga ważniejsi od grzechu są ludzie, ich serca i potencjał. I tylko przebywanie z Nim może rozpocząć zmiany w naszym życiu i przemienić także rzeczywistość wokół nas.

Na każdym szczeblu rozwoju uczymy się formułować opinie, a także przewidywać, co może się wydarzyć w przyszłości. Jeśli układamy scenariusze, to często takie, w których staramy się przewidzieć zachowanie innych. Jednak czasami idziemy o krok dalej i z góry zakładamy, co Jezus zrobiłby wobec różnych ludzkich zachowań.

Dobrze, jeśli podobne przemyślenia pomagają nam w naszym własnym życiu i umiemy rozróżniać dobro od zła. Jednak zbyt często wydajemy także opinie na temat cudzych postaw lub zachowań. Przestrzenią, w której najłatwiej zauważyć bezrefleksyjne opiniowanie innych, jest internet. Tam opiniowane jest wszystko. Można zaobserwować, że przed ekranem komputera mamy więcej odwagi, pozwalamy sobie na mocniejsze i odważniejsze komentarze. Kiedy w ten sposób oceniamy innych i układamy schematy osądów, które chcemy podpisać imieniem Boga, łatwo zapomnieć o najważniejszym: miłości Boga do człowieka.

Jezus przychodzi, kiedy zostaje zaproszony

Fascynuje mnie postawa Jezusa. W swojej służbie spotykał się On głównie z osobami, które w życiu się pogubiły. Grzesznicy nie bali się z Nim przebywać. Oczywiście Jezus podkreślał, że nie akceptuje grzechu, jednak oni wiedzieli też, że Jezus ich nie skreśla. Czy nasza postawa wobec innych przypomina sposób działania Jezusa? Czy nie roztaczamy aury naszej „nieskazitelności” na tyle szeroko, że w efekcie zasłaniamy ludziom Boga? Dokładnie tak postępowali faryzeusze. Gardzili grzesznikami, a grzesznicy w zamian gardzili faryzeuszami. Nikt nie chce przebywać w towarzystwie, w którym jest notorycznie oceniany, osądzany. Postawę podobną do tej, która cechowała faryzeuszy, obserwujemy również dzisiaj. Czasami spotykamy ją… w nas samych.

Oto główna różnica, jaką zaznaczył Jezus. W Jego hierarchii najpierw jest miłość

W czasach Jezusa faryzeusze byli bardzo hermetyczną grupą. Aby przebywać w ich towarzystwie, trzeba było przestrzegać ściśle określonych norm. Na tle społeczeństwa faryzeusze stawiali siebie wyżej, chcieli zaimponować Bogu, brali udział w konkursie bez nagród. Współcześnie też panują przekonania o własnej wszechwiedzącej perspektywie ewangelii. Osoba o takiej postawie na każdym kroku dokładnie wie, co zrobiłby Jezus.

Jezus natomiast zaprasza do siebie wszystkich, nawet naszych domniemanych wrogów. Chce, abyśmy najpierw nauczyli się kochać tak, jak On sam kocha. Jezus zaoferował wszystkim swoją wolność, zanim zaczęliśmy iść Jego drogą i postępować według Jego wskazówek. Oto główna różnica w podejściu do ludzi, jaką zaznaczył Jezus. W Jego hierarchii najpierw jest miłość. To bardzo proste przesłanie. Tymczasem ciągle toczy się walka i wiele najróżniejszych opinii na ten temat miewa się dziś całkiem dobrze.

Prawo miłości

Miłość Jezusa zmienia wszystko! A mimo to obserwujemy tyle niepotrzebnych debat, które mają zaprzeczyć temu przesłaniu. Próbuje się przedstawiać ewangelię, która będzie tylko zbiorem zasad. Jeśliby tak było, 2000 lat temu faryzeusze nie walczyliby z Jezusem. On stałby się wypełnieniem ich nauczania. Przecież dla faryzeuszy najważniejszą sprawą było tworzenie coraz to nowych zasad i ich przestrzeganie. Jezus natomiast skrócił dystans między Bogiem a ludźmi. Bóg na każdego z nas czeka, każdego z nas kocha tak samo. Tak naprawdę nienawiść faryzeuszy do Jezusa wiązała się z ich oczekiwaniem, że zajmie On podobne stanowisko, założy podobne szaty i będzie karcił każdego napotkanego człowieka. Jezus natomiast przebywał z grzesznikami, jadał z nimi i wysłuchiwał ich. Wiedział, że tylko osobiste spotkanie w miejscu potrzeby może zmiękczyć czyjeś serce. Przebywanie z Nim zmieniało ludzi. To najbardziej dziwiło faryzeuszy, którzy między sobą, w ściśle zamkniętym gronie nie dostrzegali perspektywy Bożej miłości.

Celnik i faryzeusz

Jedna z najbardziej poruszających przypowieści, jakie Jezus przekazał swoim uczniom, przedstawia celnika i faryzeusza, którzy modlą się w świątyni: Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!”. Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony (Ew. Łuk. 18:10–14, BT). W tamtych czasach, kiedy Jerozolima znajdowała się pod władzą Rzymu, celnicy byli pogardzani za kolaboracyjną współpracę z okupantem. Praca ta była zaprzeczeniem miłości do ojczyzny. Mimo posiadania wielu dóbr celnicy byli wrogami społeczeństwa. Odrzucano ich za jawną zdradę. W tej przypowieści widzimy typową postawę faryzeusza, który stawia siebie wyżej niż celnika. Jednak kiedy każdy z nich przyszedł do Boga w modlitwie, Bóg widział ich serca.

Jezus jest tym, który uzdrawia relacje, rodzinę, podnosi po największych upadkach, przytula samotnych, daje wolność w uzależnieniach i moc w walce

Faryzeusz zaczął od wymieniania całego zła, jakie zauważał na co dzień w innych ludziach. Po tym wszystkim porównał się z celnikiem, który modlił się obok. Był przekonany, że jego pozycja w sposób oczywisty pozwala mu na takie porównanie. Widział siebie w lepszym położeniu, jego zasługi i skrupulatne wypełnianie zasad przysłaniały mu relację miłości. Myślał, że skoro zachowuje post i oddaje dziesięcinę, może czuć się ważniejszy. Dlatego był pewien, że taka modlitwa ma sens i daje mu poczucie własnej sprawiedliwości.

Celnik natomiast miał świadomość swoich potknięć i błędów, wiedział, jaka jest prawda o sytuacji, ale chciał zbliżyć się do Boga. Miał świadomość, że pogubił się w swoim życiu, że nie wszystko jest tak, jak powinno być. Prawdopodobnie jego decyzje wywołały cykl grzechów, w które popadł, i bardzo ciężko było mu to zmienić. Tkwił w pułapce złych wyborów. Właśnie dlatego potrzebujemy Jezusa. On przywraca nas do życia, zmienia bieg wydarzeń, sprawia, że stajemy się wolni od samych siebie. Celnik stanął gdzieś z tyłu, przyszedł z ciężarem, którego nie mógł już nieść, w poczuciu niegodności nie miał nawet odwagi popatrzeć w górę. Jednak kiedy wyznał swoje grzechy i poprosił o przebaczenie i łaskę, Bóg zabrał cały ciężar. Celnik został podniesiony.

Dokładnie w ten sam sposób Jezus przychodzi dzisiaj do naszego życia, kiedy zostaje zaproszony. On jest Tym, który uzdrawia relacje, rodzinę, podnosi po największych upadkach, przytula samotnych, daje nam moc w walce.

Po pierwsze i ostatnie – kochaj

Rzeczywiście faryzeusz modlił się zgodnie z własnym zrozumieniem. Przestrzegał prawa, był prawym Izraelitą, a jego dokonania były imponujące: posty, modlitwa, dziesięcina. Wszystko wydawało się w jego życiu dobrze ułożone. Był nawet w stanie dziękować Bogu za wszystko. Jednak zabrakło tego, co jest najważniejsze w oczach Boga: miłości, miłosierdzia i łaski wobec tych, którzy się pogubili. Bardzo trafnie ujął to Judah Smith, który napisał: „Nie ma grzeszników na tyle zatwardziałych, żeby nie dało się ich naprawić. Nie ma takiego grzechu, którego nie dałoby się zmyć krwią Jezusa”. Kiedy zapraszamy Jezusa, On nas podnosi. Ludzie wokół nas tylko wtedy są w stanie przyjąć Jego zaproszenie do relacji, kiedy wychodzimy do nich z taką postawą miłości, jaką pokazał nam Jezus.