Niestety Izraelitów nie przekonały entuzjastyczne zapewnienia dwóch wysłańców, Jozuego i Kaleba, o ziemi „mlekiem i miodem płynącej”, którą Bóg im przygotował. Ludzie obawiali się olbrzymów mieszkających w tamtych stronach, którymi straszyło ich pozostałych dziesięciu zwiadowców: Wydawaliśmy się sobie w porównaniu z nimi jak szarańcza, i takimi też byliśmy w ich oczach (Ks. Liczb 13:33b). Konsekwencje braku wiary były dotkliwe: 40-letnia tułaczka po pustyni bez możliwości wejścia do obiecanej ziemi. Upragniony cel, który był tak bliski, osiągnęły tylko dwie osoby spośród wszystkich dorosłych Izraelitów – Jozue i Kaleb, którzy uwierzyli w Boże przyrzeczenie.
Współczesne wyzwania
O tym, że podobne historie mogą przydarzyć się nam współcześnie, mogłam się przekonać, pisząc jedną z książek. Doświadczyłam, że stające na naszej drodze olbrzymy mogą przybierać bardzo różne postacie i tak nas przestraszyć, że zaczynamy wątpić w Boże zapewnienia. Po półtora roku intensywnej pracy kończyłam pisanie powieści opartej, tak jak w przypadku wcześniejszych, na prawdziwej historii życia. Tekst przeszedł przez dwie pracochłonne korekty redaktorskie i wymagał już tylko drobnych poprawek. Projekt okładki był w toku przygotowań, modele do zdjęć umówieni, oczekujący na wiosenny plener. Nawet obcojęzyczne wydawnictwo zadeklarowało już wydanie książki w następnym roku.
Przed przystąpieniem do pisania książki zawsze pierwszym moim krokiem jest modlitwa o to, by wybrać właściwą historię, a następnym – uzyskanie zgody głównych postaci na opublikowanie ich przeżyć jako inspiracji do fabuły. Tak było i tym razem. Główna bohaterka powieści z ochotą zgodziła się na wykorzystanie jej wzruszającej, a zarazem wstrząsającej historii, będącej świadectwem tego, że Bóg dokonuje cudów i może nas podnieść z najgłębszego bagna życia i postawić na mocnej skale. Ostatnim etapem tworzenia była rozmowa z dwoma osobami powiązanymi z tą historią. Choć nie było to konieczne, pragnęłam uzyskać ich akceptację i autoryzować wypowiedzi ogólnodostępne w internecie. Nie chciałam robić tego mailowo, dlatego spotkałam się z nimi osobiście. Niestety usłyszałam zdecydowany sprzeciw nie tylko wobec tego, by wykorzystać fragmenty wypowiedzi, ale nawet wobec tego, by książka się w ogóle ukazała. Wyszłam z tego spotkania całkowicie rozbita, wręcz załamana. „Boże, co ja mam robić?” – pytałam. Zastanawiałam się, czy Bożą wolą jest zostawienie tej sprawy czy jej kontynuacja. Problemem nie był wkład pracy mój i wielu innych osób, ale to, czy publikując książkę, postąpię zgodnie z Bożą wolą. Mogłam się tylko modlić o jasny znak od Boga i potwierdzenie pewności, jaką miałam przed rozpoczęciem pisania. O to, by chwała Pana ukazała się mi tak jasno jak Izraelitom w Namiocie Zgromadzenia.
Dziś, z perspektywy czasu, wiem, że – jak zwiadowcy wysłani do Ziemi Obiecanej – spotkałam się z olbrzymami, którzy mnie przerazili. Nie potrafiłam myśleć o niczym innym niż to, czy może faktycznie powinnam ten projekt zostawić. Wiele rozmawiałam z moim mężem, który był świadkiem rozmowy, napisałam maile do zaufanych osób, a przede wszystkim modliłam się. I w ciągu zaledwie trzech dni, jak Kaleb i Jozue, zobaczyłam pierwsze „zachwycające owoce”. Otrzymałam zapewnienie, które Jozue i Kaleb wypowiadali wobec ludu: Nie lękajcie się ludu tej ziemi […]. Pan jest z nami. Nie bójcie się ich! (Ks. Liczb 14:9). Główna bohaterka ujęła to w mailu następująco: „Jesteś prawdziwym wojownikiem, nie poddawaj się teraz!”.
Nazwani wojownikami
Nigdy o sobie nie myślałam w kategorii wojownika, tym bardziej dzielnego. To bohaterowie powieści, które piszę, wydają mi się niezwykle dzielni, mają odwagę podzielić się świadectwem swojego życia. Mnie często ogarniają wątpliwości, wolę odpuścić niż walczyć, bojąc się przegranej i tego, że nie mam racji. Czasem pełna obaw wolę „wrócić do Egiptu”, jak pokolenie Izraelitów. Lecz słysząc tak wiele Bożych obietnic, poczułam się jak Jozue i Kaleb – ale czterdzieści lat później – gdy z nowym pokoleniem, które już nie pamiętało egipskiej niewoli, zdobywali Ziemię Przymierza.
Musiałam wprawdzie poświęcić wiele godzin na przeredagowanie tekstu książki, ale dziś, z perspektywy czasu, wiem, że dzięki tym zmianom bardziej uwidoczniona została chwała Niebiańskiego Ojca, a nie osób związanych z opisaną historią. Przekonałam się też kolejny raz, że nie muszę bać się olbrzymów stojących na mojej drodze. Stale uczę się być tak odważna i dzielna jak Jozue. Jego, choć nie brakowało mu odwagi, Bóg też wielokrotnie musiał motywować: Bądź mocny i mężny! Nie bój się i nie lękaj się, bo Pan, Bóg twój, będzie z tobą (Ks. Joz. 1:9).