Co z niego wyrośnie?

Co z niego wyrośnie?

Gdzie zaczyna się i kończy nasz wpływ?

Moja koleżanka, z zawodu nauczycielka, zrelacjonowała mi niedawno rozmowę, jaką przeprowadziła ze swoim synem studentem, który po raz pierwszy wrócił z akademika na weekend do domu. Z powodu rozłąki koleżanka była w nastroju – można powiedzieć – „matczyno-nostalgicznym”.

Po powrocie syna do domu rozwinęła się taka konwersacja:
– Pamiętasz, Karolku – zapytała matka – ile czasu spędziliśmy razem, gdy byłeś mały? Jak wieczorami czytałam ci bajki przed zaśnięciem? Ile godzin odrabialiśmy razem zadania domowe?
– Nie – odpowiedział syn, kiwając przecząco głową. – Nie pamiętam.
– Nie? – posmutniała matka. – A co pamiętasz?
– Jak tata poszedł ze mną na mecz.

Co pamiętasz?

Każdym rodzicem targają ambiwalentne uczucia, gdy usłyszy podobną odpowiedź z ust własnego dziecka. Z jednej strony wie, że dzieci zapamiętują najlepiej (a czasem wyłącznie) te wydarzenia, które wiążą się z intensywnymi emocjami. W przypadku Karola takie emocje bez wątpienia wywołała wyprawa z tatą na mecz, co było zdarzeniem spektakularnym, być może jednorazowym.

Gdy sami szperamy w zakamarkach najwcześniejszej pamięci, mamy problemy z wydobyciem z nich jakichkolwiek epizodów z okresu do 3 roku życia – a zapewne właśnie wtedy nasi rodzice poświęcali nam najwięcej czasu i uwagi. Z czasu pomiędzy 3 a 5 rokiem życia mamy tylko mgliste wspomnienia. Zazwyczaj jedynie osoby, które przeżyły wtedy traumę – rozwód rodziców czy śmierć bliskiego członka rodziny – pamiętają takie wydarzenie, czasem wręcz z detalami.

Wysiłek osoby wychowującej dziecko często można porównać do siania ziarna

Z drugiej strony mądry rodzic wie, że choć jego dziecko nie może sobie przypomnieć wielu prozaicznych czynności, jakie codziennie mozolnie z mamą czy tatą wykonywało, takich jak jedzenie, mycie, czytanie bajek, bawienie się, to właśnie one mają decydujący wpływ na budowanie i kształtowanie zdrowia fizycznego i psychicznego dziecka.

Miłe, wyjątkowe, pozytywne wydarzenia z dzieciństwa, które zapamiętujemy (podobnie jak Karol wyprawę na mecz z tatą), są jak wieżyczka na zamku – wieżyczkę, zachwycającą strzelistością i górująca na budowlą, widzimy z daleka. Jednak o trwałości i wytrzymałości zamku nie decyduje wieża, ale fundamenty. Fundamenty, których nie widać, skryte zazwyczaj bardzo głęboko w ziemi. Nikt ich nie podziwia, nikt nie zachwyca się ich urodą. Przeciwnie – im są masywniejsze i głębiej wpuszczone w podłoże, z dala od ludzkiego wzroku, tym lepiej. Podobnie jest z wpływem rodzica czy nauczyciela na dziecko.

Gdzie te owoce?

Jako rodzice czy nauczyciele poświęcamy w kontaktach z dzieckiem mnóstwo czasu na mało atrakcyjne, często wręcz nudne czynności. Setki razy przypominamy o konieczności mycia zębów, siedzenia prosto przy stole, sprzątania pokoju, ścielenia łóżka, mówienia „dzień dobry”, ustępowania miejsca starszym. Tysiące godzin przeznaczamy na ćwiczenie wiązania butów, czytanie książek, naukę pisania i utrwalanie tabliczki mnożenia. Czasem bywamy sfrustrowani brakiem natychmiastowych efektów, tym, że trafił nam się taki „trudno wyuczalny egzemplarz”, podczas gdy dzieci sąsiadów mogą uchodzić za wzór grzeczności, nie mówiąc o genialnych kuzynach. Nieraz, nie mogąc doczekać się najmniejszych nawet owoców ciężkiej pracy, załamujemy ręce. Co z niego wyrośnie? – martwimy się, dezawuując własne wysiłki.

Gdy kilka tygodni temu szukałam mądrej maksymy dotyczącej edukacji, którą mogłabym wpisać do książki moim trzecioklasistom na koniec roku szkolnego, znalazłam piękne zdanie: „Nauczyciel ociera się o wieczność; nigdy nie może stwierdzić, gdzie kończy się jego wpływ” (Henry B. Adams). Stwierdzenie to można bez wątpienia odnieść również do działań każdego rodzica. Nigdy nie wiemy, gdzie kończy się nasz wpływ, kiedy dzieci przypomną sobie nasze rady, w jaki sposób jedno wypowiedziane kiedyś zdanie będzie jak kotwica w trudnej chwili.

Przyjdzie czas żniw

Gdy wiele lat temu uczęszczałam na próby chóru, śpiewaliśmy starą piosenkę, której refren pamiętam do dzisiaj: „Siej, choćbyś plonów nie widzieć miał, szczęśliw, kto ziarno w nadziei siał. Przyjdą błogie czasy żniw, przyjdą czasy żniw”. Wysiłek osoby wychowującej dziecko często można porównać właśnie do takiego siania ziarna. Siejemy przez długi czas, często z wysiłkiem, lecz mamy wrażenie, że ziarno spada na ugór. Chcielibyśmy zobaczyć szybkie efekty naszej pracy, lecz na owoc trzeba często czekać latami. A może się zdarzyć, że cieszącego serce owocu osobiście nie zobaczymy nigdy. Jednak nie możemy tracić nadziei, że ziarno przyniesie plon, choć może dopiero po wielu latach.

Przykładem matki, która zapewne nigdy nie zobaczyła rezultatów swojego działania, jest matka Mojżesza, Jochebed. Była przedstawicielką narodu żydowskiego, żyjącą w Egipcie, gdy członkowie jej narodu byli w tym kraju niewolnikami. Co gorsza, faraon wydał dekret, zgodnie z którym każdy nowo narodzony żydowski chłopiec miał zostać wrzucony do Nilu. Chcąc ratować swojego syna, Jochebed przez trzy miesiące ukrywała dziecko w domu, a gdy stało się to niemożliwe, włożyła je do trzcinowego koszyka, który wypuściła na wody Nilu. Krok – wydawałoby się – szalony, bo to właśnie ta rzeka miała hebrajskim chłopcom przynieść śmierć. W dodatku koszyk popchnęła w stronę zamieszkałą przez rodzinę okrutnego władcy. A jednak to właśnie stamtąd przyszedł ratunek – koszyk znalazła córka faraona; zauroczona niemowlęciem, wychowała je jak własnego syna. Matka Mojżesza miała na niego wpływ jeszcze przez krótki czas, pełniąc funkcję mamki (w tamtym okresie karmiono dzieci piersią mniej więcej do trzeciego roku życia), ale prawdopodobnie nigdy później nie zobaczyła swojego najmłodszego syna. Nigdy ani ona, ani ojciec Mojżesza nie dowiedzieli się – przynajmniej w Biblii nie znajdujemy żadnej wzmianki na ten temat – że został on wielkim przywódcą, który wyprowadził swój naród z niewoli do Ziemi Obiecanej. Rodzice Mojżesza mieli bardzo ograniczoną czasowo możliwość inwestowania w swego syna. I choć nigdy nie zobaczyli owocu swojego działania, wpływ, jaki wywarli, był niezwykłym błogosławieństwem dla wielu ludzi.

Ocierasz się o wieczność

Usłyszałam niedawno piękny aforyzm pochodzący od pewnego pastora z Indii: „Możesz policzyć ziarna w mango, ale nie jesteś w stanie policzyć owoców, które z tego mango wyrosną”. Podobnie żaden rodzic czy nauczyciel nie jest w stanie oszacować, w jaki sposób pozytywny wpływ, jaki wywiera na dziecko, zostanie pomnożony w życiu kolejnych osób, a nawet pokoleń. Dlatego powinien „siać”, nawet jeśli nie widzi szybkich efektów, bo naprawdę nie raz ociera się o wieczność.