Obrażanie się to nic innego jak wymuszanie tego, czego bardzo chcemy. To zachowanie typowe dla dzieci, które na ogół okazują swoją determinację w głośny, ostentacyjny sposób. Dorośli, którzy z obrażania się nie wyrośli, zamienili płacz na nieco bardziej wysublimowane i zakamuflowane środki wyrazu, takie jak unikanie kontaktu wzrokowego, nienawiązywanie komunikacji, dawanie otoczeniu „do zrozumienia” o swoim rozczarowaniu poprzez pochmurny grymas twarzy, brak odpowiedzi na pytania, ignorowanie czyjejś obecności. Osoba urażona daje odczuć winnemu, jak bardzo nie podoba jej się to, co zrobił, i jak niegodziwie się zachował
Abecadło obrażania się
A dlaczego my, dorośli, się obrażamy? Główny powód to pielęgnowane zranienie. Przyczyną obrazy mogą być również zawiedzione oczekiwania, złość oraz nieumiejętność zdystansowania się do siebie lub otoczenia. Może to też być brak chęci przebaczenia. Niektórzy poprzez obrażanie się testują uczucia innych. Zakładają: „Jeżeli tej osobie faktycznie na mnie zależy, zacznie o mnie zabiegać”. Gdy damy się złapać na tę przynętę, żeby ugłaskać urażonego, zaczniemy swoim zachowaniem przysłowiowo skakać wokół niego niczym wokół jajka. Obrażony nie mówi o swoim zranieniu wprost. Próbuje wymusić już nie tyle maskotkę, jak to było, gdy miał sześć lat, ale np. pełne troski uczucia, których z pewnością pragnie, jednak nie wie, jak tę potrzebę inaczej zakomunikować. Z psychologicznego punktu widzenia istnieje kilka grup ludzi, którzy mają większe predyspozycje, by obrażać się częściej niż inni – to dzieci, melancholicy oraz ci, którzy wychowali się na takim przykładzie reagowania wśród znaczących osób dorosłych.
Dziecięcy „sposób na sukces”
Dzieci obrażają się z wiadomych przyczyn – dopiero się uczą, jak we właściwy sposób radzić sobie z silnymi emocjami, ze złością czy bólem. Dorosłe osoby o temperamencie melancholijnym mają zdwojoną tendencję do odbierania różnych sytuacji osobiście. Cechują się wyższą reaktywnością emocjonalną i niższym hamowaniem emocjonalnym – oznacza to, że z fizjologicznego punktu widzenia ich układ nerwowy po prostu silniej odbiera i przeżywa różne bodźce oraz ma powolniejszy cykl ich tłumienia. Natomiast trzecia grupa to ci, którzy wychowali się, obserwując obrażanie jako sposób radzenia sobie z urazą. Uważają więc tego typu reakcje za normę, tym samym przekazując ją kolejnym pokoleniom.
Tendencję do obrażania się mają również osoby o niskim poczuciu wartości – łatwo jest je zranić, trafić w czuły punkt, często zupełnie nieświadomie. Obrażać się mogą też ludzie o zbyt wysokim mniemaniu o sobie, tzw. osobowości narcystyczne. Dzieje się tak wtedy, gdy inni traktują ich nieodpowiednio do ich postrzegania samych siebie.
Jak reagować na urazę?
Czy obrażanie jest dobrą metodą rozwiązywania nieporozumień czy może istnieją lepsze sposoby komunikowania uczuć? Jak wyzbyć się tego uzależniającego nawyku? Czy jest to możliwe, jeżeli przez całe życie reagowało się w taki sposób? Każdy człowiek, bez względu na przyzwyczajenia, a także uwarunkowania społeczne, fizjologiczne czy jakiekolwiek inne, może nauczyć się reagować na urazę we właściwy i dojrzały sposób.
Nie stosujmy zasady „oko za oko”, inaczej mówiąc: „Zraniłeś mnie, więc pozwól, że ci pokażę, jak bardzo to bolało”. Jezus podwyższył nam poprzeczkę w tej kwestii, nakazując nam kochać tych, którzy nas zranili, i przebaczać im. Jezus jednak nigdy nie wymuszał na innych tego, na czym Mu zależało. Nie wprowadzał ludzi w poczucie winy. Nie oczekiwał nawet przeprosin. Wątpliwe, aby „karał” innych milczeniem, gdy wobec Niego zawinili.
Inspirujący przykład
Patrząc na Jezusa, widzimy, że możemy z miłością odpowiadać na niesprawiedliwe i raniące zachowanie innych. Tak, aby nie manipulować nikim urażoną miną czy kąśliwymi słowami. Możemy, podobnie jak On, w pełni Ducha Świętego, który jest Duchem samokontroli i powściągliwości (zob. 2 List do Tym. 1:7), wyjaśniać w rozmowie wszelkie sprawy z tymi, którzy wobec nas zawinili.
Jakiś czas temu, zaraz po ślubie, obraziłam się na mojego męża i próbowałam dać mu do zrozumienia, że zrobił coś źle. Nie odzywałam się do niego, unikając kontaktu wzrokowego. Oczywiście miałam najbardziej naburmuszoną minę, na jaką było mnie stać. Mój mąż dość szybko, skutecznie i zabawnie przerwał kiepską atmosferę, mówiąc: „O, widzę, że pani psycholożka strzeliła foszka?”.
Obrażanie się a manipulacja
Być może nigdy nie pomyślelibyśmy, że zwykłe „strzelanie foszka” czy obrażanie się może mieć cokolwiek wspólnego z czarami. Byłam zaskoczona, gdy się dowiedziałam, że jednak ma. W języku hebrajskim słowo „manipulacja” ma ten sam rdzeń co słowo „czary”. Oznacza on wywieranie nacisku, próbę pokierowania czyjąś wolą. Pewien fragment Pisma Świętego mówi, że Bóg nienawidzi czarów (Ks. Powt. Pr. 18:9–14), nie chce mieć nic wspólnego z manipulacją, a także w niektórych przypadkach z obrażaniem się. Dawanie komuś nauczki poprzez obrażanie się czy karanie go milczeniem to nic innego jak forma manipulacji. To wymuszanie czegoś na drugiej osobie, z pominięciem uszanowania jej woli.
Musimy nauczyć się wyrażać nasze prośby w taki sposób, by inni mieli wolność w podjęciu decyzji
Bóg nie toleruje manipulacji ani przymusu, ponieważ szanuje naszą wolną wolę. Do tego stopnia, że postanowił stworzyć nas jako wolnych ludzi, którzy decydują o swoim życiu, podejmują decyzje zgodnie ze swoim sumieniem, każdy za siebie. Bóg posunął się w uszanowaniu ludzkiej woli tak daleko, że pozwolił człowiekowi podjąć samodzielnie nawet tak istotną decyzję jak to, gdzie spędzi wieczność. Dokonujemy także samodzielnego wyboru, czy będziemy kochać Boga czy nie. Bez wątpienia On pragnie, by każdy nasz wybór był tym najlepszym. Byśmy żyli z Nim wiecznie i kochali Go z całego swojego serca. Bóg jednak nigdy w żaden sposób do niczego nas nie przymusza. Nie naciska, nie obraża się na nas, gdy nie dostaje tego, czego oczekuje, nie wywołuje w nas poczucia winy, by zdobyć nasze uczucia. Dlatego my, stworzeni na Jego obraz, dostajemy zaproszenie, by nauczyć się szanować wolną wolę drugiego człowieka.
Szacunek wobec wolnej woli
Jeżeli we własnym życiu widzimy problem obrażania się na innych, możemy go rozwiązać, jeśli tylko nauczymy się z szacunkiem przyjmować odmowę. Jeśli stworzymy dla ludzi wokół siebie przestrzeń do tego, by byli wolni w wyrażaniu swoich opinii, myśli i uczuć. Wtedy idziemy za Bożym przykładem. Pamiętajmy, że Pan Bóg nie spuszcza błyskawicy z Nieba za każdym razem, gdy powiemy coś nie po Jego myśli.
By dawać innym więcej przestrzeni i nie wywierać presji, musimy nauczyć się także wyrażać nasze prośby w taki sposób, by inni mieli wolność w podjęciu decyzji zgodnej ze swoim sumieniem. Bezpieczne i pełne szacunku są sformułowania: „Czy mógłbyś…?”, „Czy mogłabyś…?”. Jest to pytanie pozostawiające wolność do szczerej odpowiedzi. Podobnie postawione pytania wyrażają szacunek. W tej dziedzinie zaczęłam się ćwiczyć. Zaprzestałam „wychciewania” i nalegania, które namiętnie praktykowałam, gdy byłam nastolatką.
Dojrzały sposób reagowania
W tej kwestii nasuwa się jeszcze jedno pytanie: jak w takim razie we właściwy, Boży sposób możemy dać komuś do zrozumienia, że to, co zrobił (lub czego nie zrobił), wywołało w nas gniew. Gdy następnym razem zostaniemy np. skrytykowani, zignorowani czy znieważeni i zaleją nas negatywne emocje, wówczas pierwsza rzecz, jaką możemy i powinniśmy zrobić, to jak najszybciej przyjść z tym do Boga. Podobnie jak psalmiści Dawid czy Asaf, którzy swój ból wylewali przed Bogiem. To pierwszy krok. Gdy odkryjesz przed Bogiem swoje serce i swój ból, On obiecuje być dla ciebie najlepszą ucieczką (Psalm 62:9). Kiedy już opanujemy gniew czy rozczarowanie, możemy zrobić to, co robił Jezus w sytuacjach znieważenia. W najbardziej krytycznym momencie pokazał nam, że gdy staniemy wobec zniewagi, krytyki czy zignorowania, najlepszą reakcją jest zadać proste, dobre pytanie. Gdy przed ukrzyżowaniem sługa arcykapłana uderzył Jezusa, On zapytał: „Dlaczego mnie bijesz?”. Zadanie pytania sprowokuje drugą osobę do przemyślenia, czy to, co zrobiła wobec nas, było rzeczywiście właściwe. Zastanowi ją, czy może dalej tak się wobec nas zachowywać.
Wybór, a nie przymus
Zadanie pytania może być także dobrym początkiem rozmowy, w której będziemy mogli wyjaśnić, jak się poczuliśmy. Często po takiej rozmowie okazuje się, że dana osoba wcale nie chciała nas zranić. A jeżeli tak się zdarzyło i ma szansę poznać nasze odczucia, nasz punkt widzenia, zaczyna lepiej nas rozumieć i jest gotowa przeprosić. Szczerze i zgodnie z własnym, nieprzymuszonym wyborem.