Podróż do domu

Podróż do domu

Jest już wieczór, ale wciąż jeszcze ciepło. Koniec pięknego urlopu. Ostatni raz chcemy obejść każde z miejsc, aby utrwalić w pamięci widok plaży, morza, przecudnej roślinności i kolor nieba. Robimy na pożegnanie kilka zdjęć, choć nie obędzie się już bez lampy błyskowej. Chciałoby się zabrać część tego miejsca z sobą, szczególnie na te gorsze, polskie jesienno-zimowe wieczory. Tak, czujemy dziwną nostalgię, a nawet żal, że ten czas tutaj już się kończy, ale też sytość odpoczynku, luzu i dobrej zabawy. Smutno wyjeżdżać, choć z drugiej strony ‑ tęsknota zachęca do pakowania walizek. Jeszcze tylko droga na lotnisko, samolot, i to utęsknione, znajome miejsce. „Chcę do domu” – słyszę głos mojej córki. „Tak – odpowiadam spokojnie – wracamy do domu”.

Motyw powrotu do domu jest motywem przewodnim wielu przebojów, niezależnie od stylu muzycznego. Dziś, kiedy kupujemy jakieś ozdoby do domu, znajdujemy na nich często napisy typu: „Home Sweet Home” czy „Home Is Where We Are”. Dom od wieków utożsamiany jest z ciepłem, ostoją, z miejscem, w którym się toczą ludzkie historie.

Czasami mieszkamy w jednym domu całe życie, kiedy indziej zmieniamy go co jakiś czas. Zazwyczaj dbamy o te domy, chcemy, aby były nowoczesne, a zarazem przytulne. Dom jest zacisznym miejscem, które człowiek lubi i do którego chętnie powraca, aby w nim spokojnie odpocząć z dala od tego, co na zewnątrz. Doceniamy dom szczególnie wtedy, kiedy jesteśmy zabiegani, zatroskani i potrzebujemy oderwania się od tego, co trudne, i co nas męczy.

Dom to ludzie, których kocham

W Biblii odnajdujemy wiele fragmentów, mówiących o domu. To samo słowo (hebr. bajit, gr. oikos) oznacza zarówno dom jako budynek, jak i rodzinę. W gruncie rzeczy domem człowieka jest nie tylko budowla z czterema ścianami i dachem, lecz także, a może przede wszystkim grono osób połączonych ze sobą więziami. To ludzie nadają charakter domowi, a dom bez ludzi swój charakter traci. Myśl o domu nieodzownie kojarzy mi się z obecnością tych, których kocham. Kiedy moje dzieci wracają po długiej nieobecności, nasz dom nabiera życia. Jest głośno, jest energetycznie, jest intensywnie. I choć po cichu czasami marzę o chwili „świętego spokoju”, to cieszy mnie dzielenie domowej przestrzeni z nimi. Z drugiej strony, wraz z odejściem mojego męża z naszego domu, przestał on być kompletny. Ta sytuacja sprowokowała mnie do zadawania pytań o sens naszego ludzkiego życia, pytań o kierunek, w jakim zmierzamy. Skonfrontowała wszystko, co było dla mnie ważne. Nie przestałam lubić swojego ziemskiego domu, ale zaczęłam intensywniej myśleć o tym innym miejscu, do którego pewnego listopadowego poranka wrócił mój mąż. O domu, który Bóg przygotował dla nas w Niebie.

Prawdziwy dom

W Ewangelii Jana czytamy: W domu mojego Ojca jest wiele mieszkań. Gdyby było inaczej, powiedziałbym wam, bo przecież idę przygotować wam miejsce. A gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście i wy byli, tam gdzie ja jestem (Ew. Jana 14: 2-3). Apostoł Paweł w II Liście do Koryntian mówi o naszym ciele jako tymczasowym mieszkaniu i wskazuje Bożą obietnicę, że jeśli nawet to mieszkanie się rozpadnie, to otrzymamy od Boga prawdziwy dom, nie ręką zbudowany, lecz wiecznie trwały. (2 List do Kor. 5:1).

Jeśli zatrzymamy się na jakiejś stacji zbyt długo, stracimy z oczu cel, do jakiego zmierzamy

Życie człowieka bywa porównywane do wędrówki. To podróżowanie ma zróżnicowane tempo i przebieg. Po drodze trafiamy na różne stacje i zatrzymujemy się na różnych przystankach. Niektóre z nich bardzo się nam podobają, inne nie. Tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy jesteśmy na stacji „cudownie”, czy „to nie tak miało być”, potrzebujemy pamiętać o tym, że naszym zadaniem jest podróżowanie niezależne od okoliczności. Jeśli zatrzymamy się na jakiejś stacji zbyt długo, stracimy z oczu cel, do jakiego zmierzamy. Każda wędrówka ma swój cel. Spośród wszystkich pytań o sens pewnych zdarzeń znajduję jedną odpowiedź: moje życie to podróż, której stacja końcowa nosi nazwę: dom Ojca.

Coraz częściej wyobrażam sobie to miejsce: jakie będzie, co mnie w nim zaskoczy, co rozpoznam, co poczuję. Spodziewam się czegoś szczególnego, wszak czego oko nie zdołało ujrzeć, a ucho usłyszeć, i co ludziom nawet na myśl nie przyszło, to Bóg przygotował tym, którzy Go kochają (1 List do Kor. 2:9). Z ufnością przyjmuję obietnicę, że w tym domu nie będzie łez, ani śmierci, ani cierpienia. Tego wszystkiego, co zdaje się wpisane w nasze ziemskie życie.

Towarzysz podróży

Kiedy o tym myślę, zaczynam rozumieć, co miał na myśli Paweł, gdy mówił: Żyjemy więc ufnością, choć wolelibyśmy raczej opuścić ciało i zamieszkać u Pana (2 List do Kor. 5:8). Głośno śpiewam jeden z refrenów z najnowszej płyty TGD: „Chcę do domu!”, ale zaraz potem przychodzi świadomość i pewność tego, że mój Bóg wciąż ma dla mnie jeszcze nowe miejsca i nowe przystanki. Wiem, że w tej podróży nie jestem sama, bo mam niezwykłego Towarzysza, i to, co jest ważne ‑ On zna drogę do domu.

Tak jak potrafię, oddaję się do Jego dyspozycji, i wtedy prawdziwie zaczynam rozumieć sens swojego podróżowania

Lecz zanim się to stanie, stawiamy sobie za cel, niezależnie od tego, czy zostajemy tutaj, czy też stąd odchodzimy, Jemu się podobać (2 List do Kor. 5:9). Moja podróż wciąż trwa. Każdego dnia stawiam czoło nowym wyzwaniom. Uczę się rozpoznawania czasu i miejsca, chodzenia zgodnie z Jego wolą. Czy zawsze mi to wychodzi? Nie, ale doskonałość to Jego cecha ‑ nie moja. Tak jak potrafię, oddaję się do Jego dyspozycji, i wtedy prawdziwie zaczynam rozumieć sens swojego podróżowania.

W atmosferze świętowania

Jesteśmy w czasie obchodów Świąt Bożego Narodzenia, które w największym stopniu kojarzą się ludziom z ciepłem domu. Mają one szczególną oprawę. Jednak nie dla wszystkich ludzi są one radosne. Często przypominają nam o tych, których już przy nas nie ma. Niekiedy rzeczywista atmosfera, panująca w rodzinnych domach, daleka jest od tej, którą oglądamy w świątecznych filmach czy reklamach. Jednak i tak co roku zbliżające się święta budzą żywą nadzieję, że tym razem będą szczególne, że będą takie, jakie być powinny.

Wiem, że kiedyś wrócę do tego prawdziwego domu. Mam pewność, że mój Niebiański Ojciec wyjdzie mi na spotkanie, i prawie czuję, jak zatapiam się w Jego ojcowskich ramionach, a potem razem oglądamy moje mieszkanie, w którym wyczekują mnie Ci, których kocham. To będą prawdziwe święta, to będzie prawdziwie królewskie świętowanie. Czas radości i chwały. Czas poznania i zrozumienia.

Tymczasem obchodzę i doceniam każde z miejsc, do których posyła mnie Bóg. Utrwalam w pamięci widok ludzi, których spotykam, cudowność Bożego stworzenia. Oddycham Nim. Robię zdjęcia z najważniejszych momentów mojego życia. Chciałabym, aby część tego miejsca zawsze była ze mną. Tak, czuję dziwną nostalgię, a nawet żal, że kiedyś mój czas tutaj się skończy. Ale chcę odejść nasycona oglądaniem Jego chwały w moim życiu i życiu innych ludzi. Tęsknota zachęca mnie do pakowania walizki. Jednak wciąż jestem w drodze. W podróży do domu…