Strach się bać – to brzmi prowokacyjnie, ale nie jest pozbawione sensu. Dlaczego? Niektórzy z nas mają wrażenie, że stoją naprzeciw całej armii odważnych „bohaterów wiary”. Którzy nie tylko o swoim bohaterstwie informują połowę świata, ale także wpędzą w poczucie winy drugą jego część. W takich warunkach człowiek aż boi się przyznać, że poddaje się własnym lękom.
Pokorni i szczerzy przywódcy z różnych sfer życia i funkcjonowania społecznego przyznają, że nie ma punktów odniesienia i nie funkcjonują wiarygodne algorytmy, które potrafią przewidzieć dalszy rozwój przypadków. Jest zbyt wiele niepewnych zmiennych, by ktokolwiek pokusił się o wiarygodny opis kryzysu, z którym już teraz mamy do czynienia.
Wszyscy bez wyjątku musimy zdać sobie sprawę z tego, że z podobną sytuacją jak obecna mamy do czynienia po raz pierwszy. Nikt jeszcze tej drogi przed nami nie przechodził. Ale żeby nie było wątpliwości: nie pochwalam strachu. Chcę natomiast poddać go chłodnej ocenie, zarówno w kategoriach psychologicznych, jak i duchowych.
Zaburzona hierarchia
Znaleźliśmy się w punkcie zero w historii świata, z którego może wyłonić się prawie wszystko. Nasz świat zamarł w bezruchu. Po raz pierwszy system całkowicie się zawiesił i po resecie, który jest nieunikniony, nikt jeszcze nie wie, jak zadziała i czy zadziała. To oznacza, że zostaje podważona podstawowa potrzeba człowieka, jaką jest poczucie bezpieczeństwa.
Emocja strachu, która spowija świat, dotyczy dwóch największych lęków egzystencjalnych: o życie i byt materialny
Według znanej hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa, amerykańskiego psychologa, poza pierwszą i najbardziej fundamentalną potrzebą, czyli zaspokojeniem potrzeb fizjologicznych, następna w hierarchii jest potrzeba bezpieczeństwa. Dotyczy ona między innymi obszaru zdrowia i bytu materialnego.
Emocja strachu, która spowija świat, dotyczy dwóch największych lęków egzystencjalnych: o życie i byt materialny. O nic bardziej fundamentalnego człowiek bać się już nie będzie, dlatego ta sytuacja jest tak inna od wszystkiego z czym do tej pory mieliśmy do czynienia i to na tak masową skalę.
Odwaga a pycha
Dzisiaj musimy wszyscy, bez wyjątku, baczyć na siebie, aby być dla siebie zachętą i wsparciem. To nie czas na okładanie się oskarżeniami i stygmatyzowaniem, tym bardziej powołując się na Pana Boga.
Jeśli mamy coś ważnego do przekazania, to musi to być przekazane w duchu prawdziwej pokory i troski o człowieka, a nie w poczuciu swojej wyższości i odwagi. Ten „heroizm” jest czasami po prostu wyrazem naszej zuchwałości, która pochodzi z pychy. Do prawdziwej odwagi, która jest rzeczywistą cnotą, dorastamy wszyscy. Z nią się człowiek nie rodzi.
Jeśli mamy coś ważnego do przekazania, to musi to być przekazane w duchu prawdziwej pokory i troski o człowieka, a nie w poczuciu swojej wyższości i odwagi
Znany autor chrześcijański prof. Jack Deere opowiadał kiedyś o wygłoszonym przez siebie wykładzie na temat strachu. Zaczął swoje nauczanie od pytania do swoich słuchaczy, ilu z nich zmaga się ze strachem czy lękiem. Aż 75 procent osób dało mu znać przez podniesienie ręki, że zmaga się ze strachem. Profesor Deere zażartował sobie: podejrzewam, że pozostałe 25 procent nie podniosło ręki, bo się boi. I pewnie coś w tym jest.
Realne troski
Zaryzykuję stwierdzenie, że strach, który należy do emocji podstawowych, jest emocją najmocniejszą i najbardziej powszechną. Ale jest też najbardziej destrukcyjny, jeśli pozwolimy mu, aby zaległ w naszych duszach.
Okresowe zmagania w tej sferze dopadają nas wszystkich. Czego innego będzie ten strach dotyczył, ale wszyscy bez wyjątku zmagamy się z nim. Czasami jest on kategorią czysto psychologiczną, innymi razy ma wymiar duchowy i wtedy musimy szczególnie się przed nim bronić.
Chcę przypomnieć nam słowa Pana Jezusa o martwieniu się. Dlaczego akurat o tym? Powód jest zasadniczy. Zamartwianie się jest zaproszeniem strachu do naszego życia. W Ewangelii Mateusza czytamy następujące słowa: Nie troszczcie się więc o dzień jutrzejszy, gdyż dzień jutrzejszy będzie miał własne troski. Dosyć ma dzień swego utrapienia (Mat 6:34).
Jezus zniechęca nas do myślenia o przyszłości, tak, by nie przysłoniło nam to tego, co niesie ze sobą dzisiaj
Z całą pewnością zacytowane słowa Jezusa nie są zachętą, by mieć lekceważący stosunek do naszej rzeczywistości. Jeśli ktoś tak myśli, to myli się bardzo głęboko. Nie jest to też pochwała lenistwa, tudzież braku przezorności. Jezus zniechęca nas do myślenia o przyszłości, tak, by nie przysłoniło nam to tego, co niesie ze sobą dzisiaj.
Czego się spodziewamy
Zwróćmy uwagę na to, z jaką szczerością Pan Jezus mówi o naszym każdym dniu: dosyć ma dzień utrapienia swego. Ten obraz nie jest cukierkowy, ale nie jest też pozbawiony prawdziwej nadziei. Jest po prostu prawdziwy. On wie, że tylko prawda wyzwala. A jaka ona jest?
Z psychologicznego punktu widzenia, należy uwzględnić coś, co nazywa się odchyleniem poznawczym (ang. cognitive bias): przyszłość nigdy nie jest tak niezwykła, jak sobie ją wyobrażamy, ale też nigdy tak zła, jak nam się wydaje, że będzie. Przewidujemy naszą subiektywną rzeczywistość i dopiero przeżywając kolejne dni odkrywamy jak odmienne są od naszych wyobrażeń.
Fałszywe oczekiwania są częstym powodem naszych głębokich rozczarowań
Fałszywe oczekiwania są częstym powodem naszych głębokich rozczarowań. W kategoriach duchowych zaufanie Bogu pozwala nam na zachowanie spokoju ducha i nadziei, która nigdy nie zawodzi. Nie oznacza to bynajmniej braku trudów i zmagań po drodze.
Stawianie czoła własnym lękom
Łaski, która jest nam potrzebna do przeżycia dnia dzisiejszego, nie da się wziąć na zapas. Ona jest na teraz. To łaska na ten moment, tę chwilę i ten dzień. Skoro tak, to martwienie się o jutro, a nawet pojutrze i przyszły tydzień, zabije siłę i energię, którą masz na dzisiaj.
Martwienie się o przyszłość, w swojej nieograniczonej przestrzeni czasu, nie zrobi dla nas nic poza otwarciem drzwi dla strachu. Ten sparaliżuje Cię tu i teraz. Dlatego tak bardzo potrzebne nam jest dyscyplinowanie własnych myśli.
Na tym polega całe zło martwienia się o jutro. I właśnie temu Jezus mówi zdecydowane nie. Nawet nie chodzi o samo martwienie się w takiej czy innej formie – ale konkretnie o zamartwianie się o jutro. Dzisiaj mamy się zatroszczyć o dzisiaj, w ramach naszych zasobów zarówno naturalnych, jak i nadnaturalnych. Na ten dzień Pan Bóg okazał nam łaskę.