Cała gama możliwości – i z tymi, i z tamtymi; i z tą, i z tamtą; i tu, i tam. Wręcz nie wiadomo, na co się zdecydować. Dni mijały, kiedy nagle okazało się, że już połowa sierpnia, że mam w kieszeni pulę urlopową, pieniądze i chęć wyjazdu. Jedyne, czego mi brakuje, to… towarzystwo. Nikomu nie pasuje termin albo przeszkodą jest deficyt finansowy. Sprawdzam więc opcje z „przyjaciółką Itaką”. I kiedy już w desperacji jestem gotowa sama wybrać się na wycieczkę do Turcji, okazuje się, że cena podawana w ofertach, owszem, dotyczy jednej osoby, ale wówczas, kiedy jedzie się w parze. No tak, zapomniałam, że jestem nie do pary, wobec czego obowiązuje mnie kwota sporo wyższa, a ta z kolei już przekracza mój budżet. Rezygnuję z Turcji all inclusive.
Newralgiczne momenty
A miało być tak dobrze. Nie dość, że nie mam pary, to jeszcze muszę za to dopłacić. Tym samym wizja fajnego wyjazdu powoli oddalała się na następny rok. Zbliża się koniec lata, perspektywa chlapy i jesiennego mroku, który z rana wygląda jak istny Mordor. Jestem o krok od tego, by spotkać się z koleżankami singielkami i pięknie ponarzekać, jak to źle jest nie mieć nikogo, że padamy ofiarą w takich sytuacjach jak wycieczka, sylwester, walentynki czy inne „newralgiczne momenty”, które dziwnym sposobem mnożą się z roku na rok.
I nagle, w osobie mojej współlokatorki, dochodzi do mnie głos rozsądku. Pada pytanie: „Co chciałabyś robić na urlopie?”. Z wymienionych przeze mnie aktywności wynika, że najbardziej chciałabym: biegać, pływać, ćwiczyć, trochę plażować i dalej: biegać, pływać, ćwiczyć. I nagle olśnienie! Może internet podpowie mi coś o obozach fitness? Natrafiam na wiele wyjazdów dla dzieci – odpadają, bo bliżej mi do mamy niż do dziecka. Natrafiam na wyjazdy z jogą – odpadają z uwagi na jogę. Natrafiam na wyjazdy z nordic walkingiem – odpadają ze względu na wiek uczestniczek. Natrafiam na Boot Camp (obóz z wieloma treningami dziennie, w terenie) – zakochuję się już w samym opisie. Czuję potężną ekscytację i motyle w brzuchu. Mam swój upragniony urlop.
GDY ZAWODZI OPCJA A, NA KTÓRĄ TAK MOCNO LICZYŁAŚ, ZWRÓĆ UWAGĘ NA GAMĘ OPCJI OD B DO Z. JEST ICH DUŻO WIĘCEJ NIŻ SAMA JEDYNA OPCJA A. KTO POWIEDZIAŁ, ŻE ONA JEST NAJLEPSZA?!
To dało mi do myślenia, że nie warto patrzeć na ograniczenia (wynikające np. z bycia singlem), jakie zauważamy w pierwszej kolejności. Ważne jest, aby chronić swoje myśli od stopniowego zgorzknienia, jakie powoduje użalanie się nad sobą. Jaka jest więc inna perspektywa na tę sprawę? Jeśli lewy skręt nie był właściwy, czym prędzej wypróbuję jazdę prosto lub w prawo, bez szerszego komentowania skrętu w lewo, a bardziej z nadziejami, że w prawo lub prosto dobrze dojadę.
Większa inwestycja w to, co mnie czeka, i niezachwiana wiara, że dobry Bóg ma najlepsze rozwiązania (nawet w kwestii moich wakacji), zamiast rozpamiętywania niepowodzeń, frustracji, niezadowolenia – naprawdę prowadzi do szczęścia. Bóg jest po prostu dobry (zob. Psalm 119:68) i nie pozwoli nam się zranić, jeśli z Nim przebywamy, pragniemy Jego przewodnictwa i Jego pomysłów.
WYCHYL NOSA ZE SWOJEJ BEZPIECZNEJ STREFY. W RAZIE CZEGO ZAWSZE MOŻESZ DO NIEJ WRÓCIĆ I NA NOWO SIĘ W NIEJ BEZPIECZNIE SKRYĆ.
Niestandardowe rozwiązania
W mojej sytuacji dodatkowo odkryłam, jak ważna jest otwartość na niestandardowe, nieznane nam do tej pory rozwiązania czy propozycje. Tak łatwo dojść do wniosku, że najlepsze formy aktywności są już nam znane, że nie mamy ochoty na naukę nowej umiejętności. Z wiekiem chęć podejmowania ryzyka delikatnie maleje, preferujemy to, co sprawdzone.
Wróciłam z wyjazdu z kilkoma nowymi nawykami żywieniowymi. A do tej pory wtłoczenie najmniejszej zmiany do mojego rozchwianego harmonogramu posiłków graniczyło z cudem. Przede wszystkim odkryłam solidną wydolność, wytrzymałość i siły, jakimi mnie Pan Bóg obdarował. Zmieniłam dotychczasowe zajęcia fitness na bardziej zaawansowane. Słowa trenera plus wyniki na treningach pozwoliły mi odkryć pewne zdolności, których do tej pory nie byłam świadoma. Pojawiły się marzenia o zainwestowaniu w uprawnienia instruktora. Czy dojdzie do ich realizacji? Nie mam pojęcia. Na razie cieszę się regularnością treningów i satysfakcją z wykonywania coraz trudniejszych ćwiczeń.
Odkryłam, jak ważna jest otwartość na niestandardowe, nieznane nam do tej pory rozwiązania
Po wpłaceniu zaliczki nagle do mnie dotarło, że właśnie jadę na dłuższy urlop, z grupą ludzi, których nie znam. Ogarnął mnie dziwny lęk przed tym, jak się odnajdę towarzysko, przy zwykłych posiłkach, między treningami. Do tej pory zawsze grałam przy akompaniamencie swoich znajomych albo dobrej koleżanki. Coś, co wydaje się niezmiernie proste (poznajesz nowych ludzi i z nimi rozmawiasz), dla mnie brzmiało jak bariera nie do przeskoczenia. Odkąd pamiętam, mój czas z nieznajomymi ograniczał się do jednego wieczoru (bardzo, bardzo rzadko), który kończyłam o dowolnej porze, wracając do swojej bezpiecznej przestrzeni: domu lub ludzi, których znam i którzy mnie znają i akceptują. Moi znajomi być może uśmiechają się teraz z niedowierzaniem: „Jak to możliwe, z taką osobowością?”. Okazuje się, że każda z nas ma swoje lęki, o różnym podłożu. One powodują nieufność. Czasem są dobre, a czasem zwyczajnie nas ograniczają i okradają z szans otrzymania czegoś ciekawego od losu… od Boga.
W bonusie
Wyjazd Boot Camp okazał się skupiskiem ludzi, którzy całkowicie odpowiadali moim preferencjom – wiek, osobowość, poczucie humoru, poruszane tematy, podejście do sportu itd. Czułam się doskonale. Moje lęki odeszły. Wróciłam do domu z dwiema niezwykłymi relacjami. Jedna – kobieca, która jest dla mnie potężną inspiracją i udowadnia, że życie nie musi być nudne, ale przepełnione atrakcjami. Druga – męska, która ciągle mnie dopinguje, by nie odpuszczać ze sportem, pokazuje, że bardzo młodzi mężczyźni mogą być dojrzali. To uczy też, że niekoniecznie każda znajomość z ciekawym mężczyzną musi dotyczyć spraw matrymonialnych. Możemy zwyczajnie się kolegować, choć nieraz jest to trudne, zwłaszcza kiedy już na początku znajomości jesteśmy w blokach startowych do ołtarza.
A gdyby tak… spokojnie, bez gonitwy, bez zniecierpliwienia? Jak będzie z tego coś więcej, super! Jeśli nie, wiem, że moje życie jest ulokowane w najbezpieczniejszych, Bożych rękach. Uwalniam swoją głowę od fantazji o kolejnej (gdy nie było jeszcze pierwszej) randce. Ważny jest spokój i cieszenie się znajomością, uczenie się mężczyzn, możliwość podzielenia się tym, kim jest dla nas Bóg i że stanowi On taką wartość, że choćby nigdy mój stan cywilny się nie zmienił, i tak pozostanę Mu ufna i szczęśliwa.
Nieoczekiwany kierunek
Zdecydowanie warto się przełamywać, próbować, by nieustannie się rozwijać oraz odkrywać nowe pasje i potencjał zdeponowany w nas przez Stwórcę. A kto wie, może ten nowy, nieoczekiwany kierunek przyniesie nam coś ekscytującego? Po jego zasmakowaniu będziemy dziękować Bogu, że nie pozwolił nam się mu oprzeć. Nigdy by nie doszło ani do crossfitu, ani do nowych nawyków żywieniowych, ani do fajnych relacji, gdybym trafiła do Turcji i nie otworzyła się na nieznane.
Co może być twoim Boot Campem? Może coś mniejszego lub większego kalibru? Każda z nas jest na innym etapie i dla każdej z nas bezpieczna strefa gdzie indziej ma swoje granice. Przede wszystkim odwróćmy naszą uwagę od trybu „narzekalstwa” w TYCH sytuacjach, w których bardziej nam brakuje męskiego ramienia. Przejdźmy w tryb „nowej nadziei”. Mam na myśli zaciekawienie „małym początkiem” (zob. Ks. Zach. 4:10a) i danie mu szansy, choć wymaga to walki z własnymi lękami. To również przeniesienie koncentracji z tego, czego nie mam, czego jeszcze nie widzę, na wdzięczność za to, co już mam i co przyjdzie – bo mój Bóg zaspokaja wszelką moją potrzebę, to, czego nie ma, powołuje do bytu (List do Rzym. 4:17).
Jestem przekonana, że przerobienie takich lekcji przed spotkaniem ukochanej osoby na pewno wniesie sporą wartość w nasze życie, kiedy będziemy już w związku. „Panie, Boże drogi, dziękuję, że Twoje plany na moje dzisiaj i jutro są o wiele większe i lepsze, niż się spodziewam. I że uchroniłeś mnie od samotnej wycieczki do Turcji”.