Co widzimy, kiedy patrzymy?

Co widzimy, kiedy patrzymy?

Powierzchowna znajomość życia może doprowadzić człowieka do kłopotliwych sytuacji. Powierzchowność oznacza, że nie zagłębiamy się w prawdziwe znaczenie wydarzeń. Przy wielości bodźców, jakich człowiek doświadcza, trudno jest wszystko dokładnie analizować. Warto natomiast co jakiś czas zastanowić się nad ważnymi kwestiami. Moją intencją jest, aby ten artykuł mógł być do tego okazją. Oto kilka typowych przykładów sytuacji, w których „patrzymy, a nie widzimy”.

Mam znajomego, który jest… audiofilem, miłośnikiem sprzętu do słuchania muzyki. Któregoś dnia wrócił z nocnej zmiany, wziął prysznic, po czym w bieliźnie oraz klapkach kroił chleb w kuchni. Wtem rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyła żona i powiedziała: „Kochanie, listonosz przyniósł przesyłkę”. Znajomy ucieszył się i podał żonie pieniądze – czekał na nowe kolumny. Chwilę później żona wróciła z małą paczuszką. Zdziwił się, otworzył ją i wyciągnął ze środka… dziecięcą zabawkę. Wściekły wybiegł na klatkę, krzycząc pod adresem listonosza: „Ty złodzieju”. Listonosz, widząc wzburzonego faceta, ubranego tylko w majtki i klapki, z nożem kuchennym w jednej ręce i zabawką w drugiej, zaczął uciekać. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, gdyby nie żona, która podbiegła do męża, uspokajając i mówiąc: „Kolumny są w przedpokoju, a zabawkę kupiłam na Allegro dla naszego dziecka”.

Widzimy czyny, a nie intencje

Słyszałem kiedyś wykład o tym, że łatwiej jest służyć Bogu niż ludziom. Ponieważ Bóg, patrząc, widzi nasze intencje, a ludzie dostrzegają tylko efekty naszych działań. Bóg wie, że się staraliśmy, ludzie widzą, że nam nie wyszło. Indianie mają takie powiedzenie: „Nie osądzaj nikogo, jeśli nie chodziłeś w jego mokasynach”.

Przypisywanie innym ludziom dobrych motywów może być bardzo pomocne i uzdrawiające! Znajomy opowiadał mi o sytuacji, z początków swego małżeństwa, kiedy przeżywali z żoną dużo kłótni i nieporozumień. Kiedyś poszli na konsultację do człowieka, który ich zapytał: „Czy zachowując się w ten sposób, miałeś złe czy dobre intencje?”. „Oczywiście, że dobre” – padła odpowiedź. „A czy w takim razie nie mógłbyś założyć, iż niezależnie od tego, co zrobiła twoja żona, ona też miała dobre intencje?”. Ta prosta rada okazała się dla mojego znajomego ogromną pomocą w podniesieniu jakości relacji w jego małżeństwie. Do dziś jest dla nich cenną wskazówką.

Duchowa rzeczywistość istnieje i jeżeli nie bierzemy jej pod uwagę, okradamy samych siebie z pełnych możliwości życia

Nie popadając w skrajną naiwność, warto pamiętać, że ludzie zwykle zachowują się zgodnie z oczekiwaniami, jakie inni mają względem nich. Im bardziej wierzymy w ludzi, tym bardziej oni wierzą w siebie. Warto przypisywać ludziom dobre intencje i tak na nich patrzeć, ponieważ wtedy spełnia się to, co powiedział Ralph W. Emerson: „Łatwiej jest odnieść sukces, gdy dostrzegamy go w oczach innych ludzi”.

Widzimy opinie, a nie fakty

W genialnej książce „Kluczowe rozmowy” ukazano, jak często mylimy nasze wyobrażenia z faktami. Podany jest tam przykład kobiety, która zobaczyła na rachunku bankowym opłatę za motel znajdujący się niedaleko jej domu. Jej siostra odkryła kiedyś w taki sposób, że mąż ją zdradza. Wniosek nasuwał się oczywisty, a przykre doświadczenie siostry zdawało się potwierdzać, że i tu doszło do niewierności. Na szczęście bohaterka tej historii umiała oddzielić fakt (rachunek za motel) od opinii (że mąż ją zdradza). Kiedy mąż wrócił, zapytała go o rachunek. Mąż nie przypominał sobie tej płatności. Zadzwonili do motelu. Okazało się, że motel i chińska restauracja, w której ostatnio jedli kolację, mają tego samego właściciela i rachunki są wystawiane na motel.

W tym przypadku oddzielenie opinii od faktu uratowało małżeństwo. Takie rozróżnienie nie zawsze jest łatwe ze względu na emocje, które nam towarzyszą. Warto wtedy porozmawiać z kimś bezstronnym, komu będzie łatwiej spojrzeć na sytuację bez emocjonalnych założeń. Jeśli zaś nie mamy takiej możliwości, pomocne może być zadanie sobie pytania: „Co pokazałaby kamera, gdyby zarejestrowała to zdarzenie?”. Co zobaczyliby widzowie? To właśnie są fakty. A nasze opinie o tym, co owe fakty oznaczają, mogą być bardzo mylne.

Widzimy tylko to, co widzialne

To niby oczywiste. Podobnie jak z wiatrem. Dostrzegamy skutki jego działania, ale samego wiatru nie widzimy. Tak samo jest z rzeczywistością duchową. Ona istnieje i jeżeli nie bierzemy jej pod uwagę, popełniamy… kradzież. Kogo i z czego okradamy? Otóż okradamy samych siebie z pełnych możliwości życia. Zubożamy rzeczywistość, w której żyjemy – nie bierzemy pod uwagę możliwości nadprzyrodzonego uzdrowienia, zaopatrzenia finansowego, rozwiązania problemu w relacjach i wielu innych zdarzeń.

Kiedy bierzemy tę rzeczywistość pod uwagę, jesteśmy silniejsi. Z drugiej jednak strony w cieniu naszej siły kryje się często nasza słabość. Możemy bowiem łatwo przesadzić, licząc tylko na nadprzyrodzoną rzeczywistość – przykładowo, jeśli nie podejmiemy z kimś rozmowy na trudny temat, ponieważ uważamy, że „Bóg to załatwi”. Przykłady można mnożyć, ale moim zdaniem wynikają one z lęku. W Dziejach Apostolskich (zob. 4:23–31) dostrzegamy zdrowe podejście do tego tematu. Apostołowie modlą się o odwagę do zrobienia tego, co do nich należy. Ważne jest, by pamiętać, że Bóg z tymi, którzy go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra (List do Rzym. 8:28, BT). Słowo „współdziała” oznacza, że my mamy wykonać swoją część zadania, a Bóg wykona swoją.

Widzimy sukces, ale nie widzimy ceny

Bardzo podoba mi się wypowiedź Ignacego Paderewskiego, który, pochwalony za swój wybitny talent oraz nazwany geniuszem, odpowiedział: „Być może teraz jestem geniuszem, ale przez wiele poprzednich lat byłem wołem roboczym”.

Łatwo jest zazdrościć innym. Zobaczyć to, co osiągnęli, ale nie widzieć ceny, jaką zapłacili za swój sukces. Frustracja, strach, nieprzespane noce, rozczarowania, poczucie osamotnienia, porażki, bankructwo, zerwane relacje – to tylko kilka z ogromu przeciwności, które trzeba pokonać, by rozwinąć pełnię swojego potencjału. Tak łatwo jest ukryć się za krytyką. Kiedy sam mam na to ochotę, przypominam sobie słowa: „Nie stawaj się wyższy przez obcinanie innym głów”.

Przez wiele lat uważałem, że bogaci są źli i nieuczciwi, a biedni – dobrzy i uczciwi. Życie jednak to wspaniały nauczyciel, który koryguje wszystkie nieprawdziwe ideologie, jeśli tylko mu na to pozwolimy. Dziś widzę, że bycie dobrym i uczciwym to sprawa stanu serca, nie zasobności portfela. Co więcej, bogactwo (to zdobyte w dobry sposób) jest nagrodą od społeczeństwa za to, że mu się dobrze służyło. Kiedy ktoś mało zarabia, to albo daje za małą wartość, albo robi to na zbyt małą skalę. Tak, wiem, pewnie można znaleźć przykłady ilustrujące, że nie zawsze tak jest. Nie wchodzę w polemikę, chciałbym tylko wskazać, czego uczę się na swoim życiowym przykładzie. Czasami potrzeba tony argumentów na jeden gram uprzedzeń.

Pokora i wyrozumiałość

Sytuacje, w których czuję się niezrozumiany, uczą mnie pokory, ponieważ często kreuję podobne okoliczności, nie rozumiejąc innych. Uczą mnie też wyrozumiałości względem innych. Kiedy przyglądam się życiu innych osób i widzę wybory, których nie rozumiem, staram się przyjmować postawę: „Minie czas, przyjdą owoce i wtedy się przekonamy”. Kiedy w moim życiu zaczynają się dziać rzeczy, których nie rozumiem i nie umiem zmienić, przypominam sobie słowa wypowiedziane przez Jezusa do Piotra: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później będziesz to wiedział (Ew. Jana 13:7). W tym też kontekście zakończę słowami Theodore’a Roosevelta: „Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się człowiekowi na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią; który dzielnie walczy, który wie, co to wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych, nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki”.